Odcinek 17 – Coś zimniejszego od zimnego piwa – 2018-09-05
Zwykle jest tak, że gdy ma się mało czasu na poświęcenie go na zwiedzenie miejsca, w którym się przebywa to ogląda się tak zwane „must see”, chadza kilkoma najpopularniejszymi drogami i nawet nie myśli się o tym, żeby wydreptać jakąś nową dróżkę. W przypadku spaceru, który odbyliśmy po południe 5 września było inaczej. Droga do miejsca, które planowaliśmy odwiedzić w naturalny sposób pozwoliła nam oglądnąć nieco takiego Sutivanu, który w innym przypadku pozostałby nieodkryty. Ale czy te mniej skomercjalizowane miejsca dały jakąś nową wiedzę o Sutivanie?
Z pewnością inaczej wyglądają starsze budynki należące zwłaszcza do tych właścicieli, którzy z biznesu turystycznego niekoniecznie czerpią korzyści.
Czy jednak te dawniejsze budynki obrośnięte zielenią są nieatrakcyjne?
Według mnie mają swoją duszę, której nie mają takie niepasujące moim zdaniem do scenerii brzydactwa.
Boję się, że ta nowa moda będzie powoli wypierała starą zabudowę tamtych miejsc.
Ale jako turysta dający zarobić miejscowym nie mam wpływu na to, nie mogę im powiedzieć, że zdecydowanie więcej mam przyjemności z oglądania takich murów i podwórek
Niż z mijania takich, nawet jeśli są obłożone pięknym kamieniem, pokrak
Chociaż gdyby ktoś to naprawdę ciekawie zaaranżował to sceneria takiej stromo w dół idącej ulicy dodałaby piękna domostwom.
Wiem, to nie jest łatwy teren do budowania, i wiem, że można przecież po latach okalający posesję murek też obłożyć kamieniem, i plac wybetonowany ulepszyć i… Ale wszyscy wiemy, że to się nie zdarzy, bo co zrobione od razu to od razu. Aczkolwiek sceneria wzgórza nad Jadranem z widokiem na kościół i wodę - w sensie usiąść potem sobie na tarasie i patrzeć - zapewne magiczna
Wyobrażacie to sobie?
No ale doszliśmy do kościoła
Kościół pod wezwaniem Sv. Roko został wybudowany w 1653 roku niejako w podzięce obrońcy od plag i zaraz czyli świętemu Rochowi. Legenda głosi, że po serii różnych epidemii, które dotknęły wcześniej Sutivan, nagle mieszkańcy przestali chorować, a ”gdzieś w pobliżu miejscowości” ktoś znalazł skałę z odciśniętymi śladami: stopy Sv. Roko i jego laski…
Uwielbiam taki marketing. Kościół był zamknięty, więc nie zobaczyliśmy wszystkiego tego, o czym informuje tabliczka przy drzwiach kościoła, w tym drewnianego posągu Sv. Roko i jego towarzysza wędrówek psa (o śladach jego stóp w kamieniu nie ma w legendzie śladu – ale chyba się czepiam…). Statua ta w czasie procesji 16 sierpnia jest przenoszona do kościoła parafialnego (tego z rzeźbą kota) więc jeśli ktoś będzie tam w tym terminie to może warto wówczas podejść pod kościół i zobaczyć Stivanską fjerę…
Co jeszcze można zobaczyć przy kościele. Dwa krzyże. Na krzyżach się nie znam, więc nic o nich… Pierwszy widoczny jest przed kościołem.
Drugi zobaczyłem przypadkiem, gdy wrodzona ciekawość pchnęła mnie do wlezienia na mur okalający plac na lewo od wejścia do kościoła. A ten plac to nic innego jak stary cmentarz.
Wtedy dostrzegłem dziwnie zrobiony betonowy krzyż…
Ktoś wie skąd takie kształty?
Oczywiście sam kościół był wiele razy przebudowywany, za nim znajduje się nowa kostnica…
Cały kompleks nadal ma jednak pasujący do siebie wygląd
Opodal aleja do nowego cmentarza i katakumb…
I parę zdjęć z cmentarza
Czy poniżej to jakaś forma pochówku naziemnego?
Dwie budowle o podobnym kształcie kopuł
Przy czym jak zauważacie, to w tej drugiej znajduje się wejście do katakumb, o których znalazłem w sieci bardzo ciekawie napisane sformułowanie
„Na cmentarzu obok kościoła znajdują się katakumby z niszami pogrzebowymi rozmieszczonymi w dwóch korytarzach. Fascynujące świadomością społeczną i doskonale rozwiązanym projektem architektonicznym, przywołują czas, kiedy ludzie pracowali razem nad potrzebami infrastrukturalnymi miasta pod patronatem kościoła. Katakumby zostały zbudowane w 1913 r. Przez inżyniera A. Nonveillera”
Czujecie to? Pamiętam świat bez internetu, bez komórek i sms-ów. Świat, gdzie bywało się razem, bawiło się stadami, nie było lepszych i gorszych… Świat, w którym słowo społeczność miało moc…
Jeśli ktoś pamięta jak w końcu ostatniego odcinka pisałem, że w tym wyjaśnię kulisy dyskusji o powtórzeniu z żoną zdjęcia pięknej kobiety z katakumb… – to był to również marketing… Znam żonę. Takie zdjęcia i owszem ale nigdy w życiu w katakumbach.
Katakumby oglądnijcie w ciszy…
Byłem tak jakąś chwilę. Małe włoski na karku uniosły się. Im dłużej wsłuchiwałem się w ciszę tym stawała się ona głośniejsza. Czy to wiatr, czy oddychały ściany, czy pulsowała moja krew, czy zmarli mieli coś do powiedzenia? Znacie ten stan, gdy mięśnie odpowiedzialne za obracanie szyją sztywnieją, gdy jakieś dziwne zimno wypełza spod ostatnich włosów i sięga kręgosłupa. Gdy staracie się coraz ciszej oddychać aby usłyszeć, czy ktoś z tyłu jest i boicie się to usłyszeć. Kiedy zdajecie sobie sprawę, że do wyjścia jest kilkanaście cholernie długich kroków. Pierwszy z nich robicie wolno. Następne też powinny być wolne, by nie sprowokować niczego… Ale nie są… Czy wychodząc odwracacie się? Nie?! Ja się odwróciłem. Chciałem wrócić i spojrzeć, ale… Moje stopy powoli mimo schodów wynosiły mnie tyłem na górę… Tego ciepłego wieczora ręce miałem chłodniejsze niż poręcz… Dużo chłodniejsze. Wyszedłem na zewnątrz na miękkich nogach. Rzadko kiedy ciepłe wieczorne powietrze jest tak miłe…
Wzdłuż tylnej ściany kompleksu kościoła poszliśmy w dół w stronę nabrzeża. Nie potrafiłem rozmawiać. To było trochę jak doznanie pozazmysłowe. Wtedy urodził się w mojej głowie pomysł na wplecenie w relację kwestii zmysłów ale nie w wersji znanej wszystkim… Ale do tego wrócę…
Dalszy spacer już zdjęciowo
Z chwilą na rozkoszowanie się wieczornym spowolnieniem w Sutivanie,
gdy jeszcze czereda turystów nie wyszła na nasiadówki w konobach.
Powolny spacer nabrzeżem i oczekiwanie na piwo…
Zimno mi się jakoś zrobiło – szepnęła żona. Co ty wiesz o zimnie pomyślałem tępo wpatrzony na betonową drogę myśląc, czy tej młodej dziewczynie ubranej w ciemną długą suknię nie jest za ciepło i dlaczego mam wrażenie, że ją znam…
Przenieśliśmy się do środka. - Dlaczego tak się zapatrzyłeś na morze kiedy czekaliśmy na piwo – spytała - Na jakie morze? Patrzyłem na nabrzeże. – Nie. Patrzyłeś w morze takim wzrokiem, że aż mam ciarki… I wtedy mnie olśniło. Spojrzałem do aparatu, na zdjęcia z katakumb...
Zwykle, gdy dostaję zmrożony kufel i chwytam go w dłoń a jego zimno oziębia moje ręce. Tym razem to piwo musiało poczuć zimno moich dłoni...
Rozgrzała mnie dopiero dietetyczna kolacja
A może właściwie dopiero whisky, które poszedłem zamówić do baru aby popatrzeć na młodą, obsługującą tam węgierkę. Musiałem wyrzucić z siebie widok ciemnej sukni. Tego wieczoru nie czułem się jednak „różowo” mimo przyznacie dość oryginalnego wystroju lokalu.
Koniecznie odwiedźcie katakumby!!!!!