Odcinek 16 – Miało być cudnie a wyszło najgłupsze urlopowe „dopołudnie” - 2018-09-05.Prognoza pogodowa na ten dzień zapowiadała słońce. Dużo słońca. Ba! I miało się to już nie zmienić do końca naszego urlopu. Cud.
Tego dnia mieliśmy w planie słodkie „nicnierobienie” a nawet całkowite przypalenie ciał na plaży, na której ja osobiście spodziewałem się spotkać czeskie ciała pełne… Hm… No miód…
Ale co miało by być maliną?
Maliną, bynajmniej dla mnie, miało być odnalezienie takich plaż:
Na samym dole Uvala Svicuraj, nieco wyżej Martinovica, a u samej góry z taką niby łąką Stipanska. Zdjęcie jest robione od strony północnej a moje domysły o nazwach plaż wynikają z tej mapy.
Czujność żony była jednak niesamowita. Przypomniała mi coś o ząbkach, o powinności słuchania się (czujecie to – ja skorpion i posłuch!?) Tłumacząc, że nie będziemy przecież dreptać godzinę na plażę a poza tym dojedziemy do „naszej plaży” na około, a przy okazji poszukamy zejść na plaże, które możemy odwiedzać w kolejne dni wyjechaliśmy nad Sutivan i ruszyliśmy drogą do minizoo. Minęliśmy je, i patrząc na dróżki umieszczone na googlemaps dojechaliśmy mniej więcej dotąd (czerwona kropa)
i nagle dziwny terkot spod samochodu. Stop, out i rzut oka pod podłogę. Masz ci babo placek…
Odkręciła się podłoga pod silnikiem. Ale od czego jest przygotowanie do wyjazdów opisane w poprzednim roku tutaj
https://www.cro.pl/brac-koniecznie-nawet-jesienia-t53220-315.html#p1939962a zwłaszcza brązowe sznurowadła, których historię zamieściłem tutaj:
https://www.cro.pl/brac-koniecznie-nawet-jesienia-t53220-360.html#p1940250Tuż przed wyjazdem przekomarzaliśmy się z Kateriną, która zakupiła na swój wyjazd również sznurowadła i z bliżej nieokreślonego powodu stwierdziłem, że jedno i w dodatku już o długim przebiegu sznurowadło to za mało. Dokupiłem parę 110 cm. Z tryumfującą miną wyciągnąłem je i jak ostatnia pipa nie sięgnąłem po nożyczki do plecaka, ale zagryzłem folię owijającą sznurowadła i… żegnaj połowo górnej prawej dwójki. Ułamała się, ale zblokowana jedynką została między zębami.
Spojrzałem na połowicę, wspomniałem jej słowa z poprzedniego dnia i się zagotowałem… Szybko „zesznurowałem” podłogę do czego się dało, bo akurat to miejsce na nierównościach i w obawie, że może zaraz nadjedzie następne auto szuter nie nadawało się do skorzystania z lewarka i pojechaliśmy dalej…
Gdyby kogoś zaś interesował Spomenik Poginulim Hrvatskim Braniteljima pokazany na powyższej mapce miejsca rozłamu zębowego to więcej o nim tu
https://www.slobodnadalmacija.hr/dalmacija/split-zupanija/clanak/id/149098/golo-brdo-vjecni-spomen-u-brackom-kamenuCo mogę powiedzieć? Podłoga nie terkotała, ale kawałek zęba jakby stukał mi w czaszce, co zupełnie mnie wybiło z pantałyku i zamiast dojechać do czerwonej kropki na poniższej mapie dojechaliśmy tak jak kończy się niebieska linia
Poniższe powiększenie
pokazuje, że jest tam zejście dróżką do wody, ale to nabrzeże nie nadaje się do niczego i żadnej z powyższych plaż nie ma. Niemniej jednak widok na wzgórza przed Milną, na malutką Mrduję i na Soltę całkiem miły
200 metrów wcześniej (czerwone linie na ww. mapce) są również droga do plaży ale zamknięte ocynkowanymi bramami z napisem private property. Był tam za to taki pół-kontener morski (czarny prostokąt) z kawałem wybetonowanego placyku, i tak podniosłem auto strona po stronie, i odwiązałem sznurowadła a dokręciłem śruby podłogi. Śruby puściły znowu jakieś dwie minuty przed wjazdem na przegląd rejestracyjny…
Dalej nieco poirytowany poszukiwałem jakiejś plaży w tamtym rejonie - żona widząc mój stan nic nie mówiła. Na kolejnej mapce kolejny pokonany fragment.
Hurra, plaża! Stipanska. O fuck!!
No to miejsce nadawało się tylko do opłukania rąk i natychmiastowego odwrotu a potem jechaliśmy dookoła północno-zachodniego brzegu wyspy upewniając się, że od strony lądu zejścia nieukrytego przed turystami na poszukiwane plaże nie ma (dlaczego nie zjechałem do uvali Martinovicia - no to jest dobre pytanie, ale ja tam mam, nerw rujnuje moje myśli). Droga szutrowa, ale szeroka na kilka metrów, z takimi rowkami w poprzek odprowadzającymi wodę. Jestem pewny, że jest to szykowane do wylania asfaltu. A patrząc na to
https://www.thebestofmontenegro.com/pl/properties/building-plot-on-brac/Jestem przekonany, że coś tam się niedługo zadzieje.
Dojechaliśmy tu…
Zeszliśmy prawie do wody i odwrót. Mimo pięknych widoków
nie było to miejsce nadające się na plażowanie. Tylko… gdybym się lepiej rozglądnął i pomyślał, to może zrozumiałbym, że jesteśmy całkiem niedaleko miejsca, gdzie być może już leżały nieubrane Czeszki… (czerwona kropka) No ale jak się nie ma w głowie to się ma w pedałach samochodu. Auto i takąż trasą…
i dalej do czerwonej kropki na pieszo… dotarliśmy na „naszą plażę”. Zajefajnie…
Jeden ząbek dziś straciłeś - cichutko prawiła żona -
ale jak jeszcze raz będziemy na plażę jechać ponad 3 godziny to sama ci coś odkręcę w samochodzie…Istotne są w dalszej części 3 rzeczy. Po pierwsze odtąd plażując w okolicy Sutivanu zawsze stawialiśmy tam auto gdzie zakończyliśmy poranne wojaże. Po drugie obie Czeskie mamy dojechały po naszym i ich mężów rozlokowaniu się na plaży i powiem tylko tyle. To nie był miód, ba, to nie była nawet półka z miodem w markecie, to była piękna miododajna pasieka. Ale o detalach będzie kiedy indziej. Tego dnia zająłem się oglądaniem pewnego spektaklu. Najpierw zdjęcia, potem mały opis.
Mam nadzieję, że twarz jest nierozpoznawalna, i wiem… wiem, że nie powinno się robić na żadnej naturystycznej plaży zdjęć, ale wybaczcie mi, to nie jest kwestia promowania nagości, a jedynie kwestia udokumentowania zachowań…
Ów młodzieniec, cokolwiek nie mówiąc chudy jak tyczka przygalopował dystyngowanym krokiem z nieco ociężale stąpającą młodą dziewczyną. I tylko przepłynął z 10 razy od ich miejsca do naszego i na powrót zaraz wytarłszy się a to konaru do naprężania muskułów używał a to głazu jako ciężarka również. Wesołości to nam do rozmowy z żoną wprowadziło. Rozumiałbym, gdyby ich tam kilku było i każdy o jej względy rywalizował, ale tak… No a może wy mi wytłumaczycie, czemu miała służyć to skogucenie…
Żeby jednak nie było, że walorów przyrody nie chłonąłem jego nagich tyłków widok voila
Jak zwykle koło 14 tej, gdy Czesi zmożeni litrami piwa (nadal myślałem, że to piwo) leżeli na kocach w cieniu, Czeszki schowawszy półkule serc swoich opadły na maty i zagłębiły się w lektury a ich dziecko wymalowywało kolorowymi kredkami tysięczny kamyk zebraliśmy się do apartamentu po drodze bardziej patrząc na morze
Niż na nagie ciała, których smażyło się sporo na Boraku, czy na skałkach
Zjedliśmy coś, wypoczęliśmy, ja z honorami pożegnałem część mojego jestestwa, którą udało się w końcu usunąć z zębów
(z honorami, czytaj spuściłem w wc) i ruszyliśmy na długi spacer, którego celem miało być to miejsce…
(Zdjęcie znalezione na stronie umieszczonej na nim). Ale o tym, jak przebiegała operacja namawiania Marioli na takie samo zdjęcie już w następnym odcinku.