Odcinek 6 – Od umami do omamiony – nadal 2018-09-02W niektórych relacjach dostrzegam różne mapki. To dosyć ciekawe ułatwienie dla osób, które być może kiedyś zechcą podążyć naszymi śladami zatem i ja postaram się takowe tutaj dołożyć.
Pierwsza obrazuje trasę spaceru opisanego w dwóch poprzednich odcinkach.
Kiedy cztery z podstawowych zmysłów dostały pierwszą porcję doznań. Kiedy wzrok nacieszył się kolorytem zieleni roślin, błękitu nieba czy szmaragdu wody. Kiedy do słuchu zaczęły mocniej docierać szepty rozbijających się o brzegi małych fal czy szmery wlatujących między listki lub kwiaty owadów. Kiedy węch zaatakowała woń rozgrzewających się igieł drzew czy roztartej w palcach gałązki tamaryszku, a i stopy zamokły w słonej wodzie przy próbie obejścia młyna a włosy lekka bryza roztargała… Wtedy piąty receptor smaku zapytał.
-
Jemy na mieście czy „u mami”? -
U mamy to już nie zjemy – odpowiedziałem mu w duchu -
a szkoda. Natomiast żeby zjeść w przysłowiowym „na mieście” to się trzeba było cofnąć ze spaceru.
I tu dołożę kolejną mapkę. Zaznaczyłem tu obok znajdującej się na mapie informacji, gdzie jest plaża (zatoka) Grgina, również plażę Grlica, (jej zdjęcie w poprzednim odcinku) oraz młyn. Czerwona elipsa zaś to miejsce od którego wystartowaliśmy w tej części relacji, która podlega teraz opisowi…
Małe wyjaśnienie. Gdy nas łaknienie prowadzi to zwykle odpuszczamy wszelkie ewentualne „zabytki’, na które można by było rzucić okiem, mimo, że czasami znajdujemy się od nich o krok. Zobaczcie na południe od czerwonej elipsy znajduje się Kościół katolicki, Crkva Svetog Ivana z 1445 roku, do której trudno nie trafić mając takie wskazówki.
Czerwona strzałka pokazuje drogowskaz do kościoła, o którym napiszę tylko tyle, że został on wybudowany na fundamentach wcześniejszej, datowanej na VI wiek niewielkiej świątyni pod wezwaniem św. Iwana. I że to od właśnie tego świętego wzięła się nazwa Sutivan (dla przypomnienia – nazwy dwóch innych miejscowości na Braču powstały w podobny sposób, od imion świętych – Supetar Piotra i Sumartin Marcina)
Na wyżej pokazanym zdjęciu z gogle maps jest też niebieska strzałka, która pokazuje jedno z wyjść na plażę Bunta, a która podczas naszego spaceru wyglądała tak.
Ciekawe jest to, że dawniej plaża Bunta nazywana była „czeską plażą”, chociaż do dziś zwykle najczęściej okupowana jest przez Madziarów.
Tuż za ową plażą kończy się Ulica Gorana Pavlova a zaczyna najdłuższa Obala Kralja Tomislava, która wiedzie wzdłuż wybrzeża aż do znajdującej się na zachodnim krańcu Sutivanu plaży Likva a przy niej pnie się jeszcze w górę. Na wysokości końca plaży Bunta na jednym z domów znaleźliśmy tablicę, dzięki której poznaliśmy personalia „tambylczych Wałęsów”, znaczy Bračkich elektryfikatorów
Zerkając w ulicę Alfredo Nonveillera zauważyliśmy taki brzydko otynkowany i zupełnie nie pasujący do Sutivanu dom.
Stąd prośba w wyżej przygotowanym dekalogu o nie branie się za tynkowanie!W części portowej co by nie mówić uwagę zwraca dwór Jerolima Kavanjina. Ciekawa postać. Już jego pradziad Vincenzo (Vinko) Capogrosso Kavanjin zbierał ludowe, dalmackie pieśni i opowieści, i spisał ich ponad 3600. W krwi wnuka zatem krążyć musiała lotność pióra. I tak to Jerolim Paško Kavanjin zapragnął na stare lata osiąść w Sutivanie i na miejscu matczynego domu wzniósł wówczas bogato jak na tamte tereny wykonany dwór letni, w którym dobywszy pióra napisał najdłuższy wersem spisany utwór dalmacki (32 724 wersów) pod ciekawie w oryginale brzmiącym tytułem „
Poviest vanđelska bogatoga a nesretna Epuluna i ubogoga a čestita Lazara” czyli „
Historia bogatego acz nieszczęśliwego Epuluna i ubogiego ale szczęśliwego Lazara". Wydawcy jednak nadali powieści tytuł
„Bogactwo i ubóstwo” co tak się ma do sedna jak
„Wirujący seks” do
„Dirty Dancing”Niemniej jednak coś w tym jest
Oto bowiem zdjęcia, które powiedzmy, że pozwalają sobie wyobrazić dawne acz niezachowane bogactwo dworku.
Oraz zdjęcia, które mało efektownie prezentują ubóstwo (czytaj: brud, smród i poróbstwo) dzisiejsze.
(Do Marsallah – to właśnie takie coś uważam za zadnie – to tak przy okazji).
Czyżby tytuł utworu był przepowiednią, skoro z bogatego dworu została tylko zasyfiona ruina.
Widok tej nędzy i rozpaczy jest o tyle mało ciekawy, że Sutivan w wielu miejscach podkreśla, że o jego otwarciu na turystów świadczy zdanie umieszczone nad południowym wejściem
Ostium Non HostiumCzyli
„otwarty dla przyjaciół”. Czy to tak ma wyglądać wizytówka tego miejsca? Przecież już lepiej wygląda nawet boczna uliczka Radovana Vidovića.
Ona choćby w części oddaje taki fajny klimat ciasnej i murowanej zabudowy miasteczka. Jeszcze ją pokażę przy okazji spaceru z innego dnia.
Dobrze, że już chwilę później syciliśmy oczy aleją z palmami (ulica stivanskich antifašista)
Czy też przejściami dookoła Hotelu Lemongarden
Pięknie przystrojonego w owe dnie kwitnącymi pełnymi kwiatami ketmiami
Ktoś mi napisał w komentarzu, że to fajne, że tak szczegółowo opisuję Sutivan… Tylko, czy ja aby nie przesadzam?
Ostatnie zdjęcie z tego odcinka zrobiłem o 11.00. Pora na kawę była odpowiednia, ale mimo nieciekawych zapowiedzi pogodowych zrobiło się fajnie ciepło, dlatego postanowiliśmy kawę wypić w apartamencie przygotowując co nieco do plecaków i pójść hen daleko za Likvę aby poszukać plaży FKK…
Ps.
Widzieliście zdjęcia z Kavanjinovego dworu. To teraz pomyślcie, jak omamiony może się poczuć ktoś, kto przeczyta np. ten blog…
[url]https://mycroatia-mp.blogspot.com/2011/09/sutivan-brac.html’[/url]
a w nim opis w/w dworu
„…u centru gradi skladan ljetnikovac s baroknim perivojem - Kavnjinov ljetnikovac. Danas je tu muzejska zbirka starih alata i zanata i Kavanjinova spomen sobą”czyli
„…w centrum znajduje się harmonijna altana z barokowym ogrodem - letnia rezydencja Kavnjin. Dziś znajduje się tu muzealna kolekcja starych narzędzi i wyrobów rzemieślniczych oraz sala pamiątkowa po Kavanjinie”W trakcie relacji pojawi się jednak dobra informacja o Kavanjinowym dworku