napisał(a) Robert_Leszno » 26.07.2020 09:17
Dla mnie tegoroczny wyjazd jest ósmym wypoczynkiem nad Jadranem w ciągu ostatnich 10 lat. To, że nie będzie to wyjazd jak zawsze okazało się już w marcu, kiedy to nas pozamykali w domach, i kiedy to większość z forumowiczów pewnie zastanawiała się czy w ogóle będzie można pojechać do CRO. Nie dopuszczałem takiej możliwości do siebie ani przez chwilę. Nie spodziewałem się jednak, że trudniejszym do przeskoczenia będzie dla mnie opór małżonki, aniżeli zakazy „z góry”. Zaczęło się od nieśmiałego „a może w tym roku nie jedźmy do Chorwacji?”, jako, że ilość zachorowań u nas i u nich była nieporównywalna to temat chwilowo upadł. Następnym argumentem było, że na wakacjach nic nie robimy tylko leżymy (ulubiona forma mojego wypoczynku). Na moje „to pozwiedzamy” usłyszałem: „ale już wszystko widzieliśmy” (SIC!). Moja żena nie odpuszczała „ciągle jeździmy w to samo miejsce” – fakt ostatnie 5 lat jeździliśmy do Gradaca. Przy moim ulubionym wypoczynku czyli nic nie robieniu, ważne dla mnie jest miejsce nad wodą i dobry bar przy plaży, a to wszystko w Gradacu miałem idealne. Do tego doszło, że czuję się tam jak w domu, mamy bardzo dużo znajomych, zawsze jest z kim pogadać i coś mocniejszego wypić. No, ale co robić. Odpaliłem forum, przejrzałem relacje z wyjazdów. Wybór padł na relację Maslinki, która znana jest z miłości do Chorwacji oraz lekkiego pióra. Wszedłem w wątek i widzę 1534 strony
myślę: nie przebrnę, ale co tam, przefiltrowałem zostawiając tylko wpisy autorki, zostało 221 stron
– jest OK. Po dwóch dniach i nocach czytania zaproponowałem wyjazd na Brać. Tam jest super, można popłynąć do Splitu, Jelsy, pojechać na plażę Złoty Róg. Chwilowo wytrąciłem małżonce argumenty. Parę, znaczy kilka dni potrwało, a moja małżonka znowu wypaliła „Klusia (jak pieszczotliwie nazywamy córcię) się będzie nudzić”. Chodziło jej o to, że syn z nami już nie jeździ na wakacje, a pierwszy raz od lat jedziemy sami – zawsze z nami jeździli jak nie znajomi, to rodzina. No dobra – od razu skontrowałem (byłem na to przygotowany, bo sam o tym już myślałem) mówiąc, że zabierzemy jej bratanicę równolatkę do naszej córki. I kiedy wydawało mi się, że temat zakończony moja luba wypaliła: „czeka nas remont, może nie jedźmy w ogóle, przynajmniej trochę zaoszczędzimy”. Tu moja cierpliwość się wypaliła. Stwierdziłem krótko, że jak nie będzie wakacji, to nie będzie remontu, a przynajmniej ja nie przyłożę do niego w ogóle ręki. Nie pojadę do sklepu nawet po taśmę malarską… I to chyba był koniec negocjacji. Widmo zajęcia się remontem, czy wręcz jego braku, a raczej braku zakupów z nim związanych złamał moją żonę. Wiadomo, kobiety zakupy kochają ponad wszystko, nawet ponad wakacje…