Kolejny dzień, kolejna wycieczka, żeby mi później nie było narzekania, że tylko leżymy. Tym razem była wycieczka p.t. „Dla każdego coś dobrego”. Była Góra Vidowa dla mojej żony, Zlatni Rat dla latorośli oraz moje clou programu czyli Konoba Kopacina. Jakby nie patrzeć, są to bardzo rozpoznawalne symbole wyspy. Pierwsza w kolejce była Góra Vidowa. Ruszając wymyśliłem, że zamiast nieco krótszą drogą przez Supetar, z Sutivanu skieruję się w drugą stronę, bo trzeba coś zobaczyć. No i zobaczyliśmy w pierwszej kolejności wąskie i bardzo kręte drogi, ale tego jakoś się spodziewałem, natomiast za jednym z zakrętów ukazało się nam Loziste. Nie było wyjścia musiałem się zatrzymać i zrobić zdjęcie. Przyznam szczerze, że w tym ujęciu mnie urzekło.
Droga wiła się malowniczo, momentami dość niebezpiecznie, aż w końcu z głównej drogi zjechaliśmy w prawo w kierunku Góry Vidowej. Po kilku kilometrach w lesie piniowym ukazał się mały parking, po czym ostatnie 300-400m trzeba było podejść pieszo. Wspaniałe widoki, cykam fotki, panoramę, po prostu idylla. Ustawiam aparat do zdjęcia by uwiecznić nas wszystkich i wyskakuje lakoniczny komunikat „wyczerpany akumulator” Pospiesznie zakładam drugi, oczywiście też padnięty, po czym następuje lawina słów, których nie da się zacytować. Na szczęście moja małżonka w porę zareagowała, bo stojąca na szczycie wieża z nadajnikami zaczęła się niebezpiecznie chwiać. Runęła by niechybnie jak atmosfera wycieczki. Moja córcia wychyliła się jeszcze z jakimś nietrafionym komentarzem, który zripostowałem ze skutecznością karabinu maszynowego (sądząc po jej minie). cdn...