A teraz już czas najwyższy zanurzyć się w jeziorze.
Wsiadamy w samochód i jedziemy do centrum (chyba) miasteczka. Na mapce, którą dostaliśmy na kempingu zaznaczona jest plaża miejska.
Znajdujemy parking (bezpłatny)
:
Tym drewnianym rowerem trochę ciężko się jeździ
Nasze autko w cieniu stoi - to niebieskie.
Zaopatrzeni w ręczniki i picie przechodzimy przez tory kolejowe (jakiś pociąg nawet tam jeździ) podążamy w kierunku plaży.
I tu SZOK
. W sumie nie wiem, dlaczego jesteśmy zdziwieni, że za wejście na plażę trzeba zapłacić. Przecież jest to zupełnie normalne, że przy wejściu na kąpieliska się płaci.
To chyba ten upał... Wypalił nam trochę szarych komórek albo z racji wakacji część z nich w sen letni zapadło...
Przeszukujemy portfel - zostało 200 forintów - lipa. Za naszą 4-kę trzeba zapłacić coś koło 2500...
- I co teraz? Eee - przecież są jeszcze karty...
- Co? Nie można kartą?!
- No to może euro?
- Też nie?
- Nosz kurde... wymienić też nie ma gdzie?
Próbujemy w barze - pani kreci głową...
No kurcze, przecież musimy wykąpać się w Balatonie...
Na szczęście chłopak stojący na bramce widząc nasze rozczarowanie, przywołuje nas ręką i wpuszcza na kąpielisko. Płacimy te 200 forintów, a on o dziwo nie chowa do kieszeni, tylko zanosi do kasy...hmm...
Hurra! jednak się wykąpiemy!
Najmłodsi jak zwykle są najszybsi:
Zamieszanie z brakiem kasy na wejście i przemożna chęć jak najszybszego schłodzenia się w Balatonie, powoduje wyłącznie z użytku kolejnych szarych komórek - tym razem tych odpowiedzialnych za robienie zdjęć...
W związku z powyższym zdjęć z plaży jest zdecydowanie za mało, żeby nie powiedzieć, że właściwie ich nie ma...
A kąpielisko całkiem spore - czysta trawiasta i piaszczysta plaża z parasolkami ze słomy (o ile dobrze pamiętam), kilkoma większymi drzewami, w których cieniu można się skryć przed nadmiernym słońcem.
Jest jakiś plac zabaw, przebieralnie, chyba ze dwa czy trzy bary.
Jest tez wypożyczalnia sprzętu wodnego wszelakiej maści oraz tor do pływania na nartach wodnych - z taką "wyciągarką" specjalną - nie wiem jak to nazwać
Młodsze dziecię sprawdza, czy płetwy "działają"