Do Slunj przyjechaliśmy około 20-tej.
No i gdzie tu wdepnąć, żeby nocleg załatwić?
Wiecie jak to jest - "osiołkowi w żłobie dano..."
Szyldów z napisem "apartmani" i "sobe" jak nasiał... Przejeżdżamy wzdłuż miasteczko, ale najbardziej to my już do tego pubu na mecz chcemy, bo widzimy, że kibice się zbierają...
Koniec końców wracamy do centrum (strefa kibica na wyciągnięcie ręki), parkujemy na głównym placu... zachodzimy do pierwszego z brzegu budynku z napisem "aparmani" i bez dłuższego zastanowienia bierzemy . Oczywiście, że mieliśmy zamiar mniej za nocleg zapłacić niż 60 euro, ale presja czasu była za duża i nie chciało nam się już szukać.
Gospodarz częstuje nas piwem i sokami i mówi, że możemy zająć oba pokoje (mimo że w obu mogą spać 4 os.). Tym sposobem mamy do dyspozycji 2 pokoje, 2 łazienki i przedpokój - korytarz, w którym stoi komputer z dostępem do internetu (wi-fi zresztą tez było). Z tego najbardziej ucieszone są dziewczyny, bo przecież już dwa dni bez neta przeżyły...
Apartament wyglądał tak: