Zaczynamy, pomału, szykować się do pożegnań z Chorwacją ...
Z tego tez powodu postanawiamy uzupełnić braki w Splicie.
Zdjęć z dojazdu do Splitu mam mało, ale, ponieważ wydaje mi się ten dojazd ciekawym, to krótką, w miarę możliwości, część opisową teraz zrobię, więc uprasza się o cierpliwość.
Po pierwsze, droga w remoncie, za szybko nie jechaliśmy, nie spodziewaliśmy się żadnych przygód do momentu, kiedy nagle coś nie huknęło w samochodzie.
Akustyka samochodu ma to do siebie, że każde puknięcie, uderzenie kamienia w podwozie, czy w szybę, zwłaszcza w momencie kiedy się tego nie spodziewacie ulega zwielokrotnieniu jakby nie wiadomo co się stało.
Dodatkową atrakcję stanowiło coś, co przeleciało tuż przed nosem małżonki, mnie zaś uderzyło w ramię i ... zniknęło.
Spróbujcie kiedyś rozglądać się w samochodzie jadącym w zwartej kolumnie samochodów ze stałą prędkością z druga kolumną jadącą w przeciwnym kierunku, niemal ocierając się o wasze lusterko.
Na szczęście co jakiś czas różnica poziomów pomiędzy jezdnią w remoncie, a jezdnią, którą jechaliśmy stawała się strawna dla mojego podwozia, więc tez, przy pierwszej okazji zjechałem na plac budowy.
Pomiędzy nami, na podłokietniku, leżał wróbel.
Latający na wszystkie strony łepek nie rokował nadziej na to, że facet jeszcze żył.
Bidak przywalił z boku w krawędź uchylonej szyby, gdzie sobie skręcił kark, a resztę znacie ...
W ten oto sposób dowiedziałem się, że w Cro są wróble.
Spoczął biedak w rowie.
Szyby - zamknęliśmy
Nie spodziewając się już więcej przygód, jako starzy bywalcy Splitu, jak poprzednio, zdaliśmy się na gps, wpisując jako cel nazwę bulwaru leżącego wzdłuż pałacu.
Poprzednio dało radę.
Spotkaliśmy naszych.
Minęliśmy Stadion
Przy poprzedniej wizycie jechaliśmy jakoś inaczej, za to dziś maszyna pokierowała nas tak, jak dwa lata temu, czyli przez tunel.
Wszystko było OK, tyle, że na drodze stanęła nam przegrodzona, remontowana ulica.
GPS swoje, znaki swoje, rzeczywistość ...
Krótko mówiąc, piękna jest ta willowa dzielnica położona na wzgórzach po lewej stronie pałacu.
Trzeba trochę uważać, bo uliczki są wąskie, jednokierunkowe, zastawione samochodami.
Na szczęście policjanci są uprzejmi i ze zrozumieniem podeszli do faktu, że się nie mieszczę i że
muszę cofnąć jednokierunkową ulica, do najbliższego skrzyżowania.
Trochę zabłądziliśmy, ale po napotkaniu sporego parkingu, upewniwszy się u parkingowego, że pałac nie jest już tak daleko, zdecydowaliśmy resztę drogi pokonać pieszo.
No i dobrze ...
Po pierwsze trafiliśmy na olbrzymi, omijany do tej pory, bazar, pełen ... wszytskiego.
Owoce, sery, rakija, warzywa i co tam jeszcze na bazarze można spotkać.
Zapachy ...
Po drugie, zaraz obok był ten drugi, położony tuż za murami, a więc w miejscu, które już znaliśmy, bazar z pamiątkami.
Po trzecie, odwiedziliśmy św. Kaśkę, gdzie, w intencji dziecka, świeczkę zapaliliśmy.
Z małymi kłopotami i atrakcjami doszliśmy w końcu do portu i na deptak przed pałacem.
Zatrzymaliśmy się tu na popas, specjalnie śniadania nie jedząc, spożyliśmy jakieś ciepłe kanapki i zimne lody przypatrując wzrastającemu ruchowi i w porcie i na deptaku, oraz planując dalsze kroki dzięki olbrzymiej makiecie pałacu (ze względu na jej wielkość raczej nie była, jak większość tego typu makiet przeznaczona dla niewidomych).
W planowaniu najbardziej wsparło nas leżące na makiecie, ogólnodostępne wydawnictwo, zawierające plan pałacu.
Polecam.
Za chwilę będzie zejście, ale to dopiero w cd. który nastąpi ...