Poprzednio byliśmy tu wieczorem.
Kościół był co prawda otwarty, ale trwała msza i nie weszliśmy do środka.
Teraz, niestety, nie weszliśmy bo był zamknięty.
Za to natrafiamy na lokalnego Rambo, ubranego w strój maskujący ...
Istotnie, rozpościera się stąd widok na całą zatokę, położoną po tej stronie wyspy.
Nasz Rambo zrezygnował z polowania, a my, przynajmniej, obchodzimy kościół dookoła.
Z tyłu znajduje się malutki cmentarzyk.
Nie da się go porównać w żaden sposób z tym z Primostenu,
ale jakby to było, jakby wszędzie było tak samo ...
Napis nad drzwiami do dzwonnicy sugeruje, że ta część dobudowana została w XIX wieku. Kościołek jest mały, cmentarzyk też.
Już jesteśmy z powrotem przed frontem budynku.
Jak widać na ostatnim zdjęciu, dziecko stoi na szczęście dość daleko,
ponieważ w tym mniej więcej momencie odkryłem, że, pewnie przy odkręcaniu filtra,
uj...łem sobie obiektyw, pewnie kremem do opalania
czego konsekwencją jest śliczna plama na wszystkich dotychczasowych zdjęciach
Zmarli zrozumieją i wybaczą ...
Schodzimy tą samą droga, która schodziliśmy przy poprzedniej, wieczornej wizycie.
To teraz, dla uspokojenia nerwów, zrobimy sobie kącik botaniczny ...
I jeszcze trochę ... Schodząc tędy, niejako od zaplecza miasta, widać wyraźniej,
jak żyją tutejsi mieszkańcy. Małe ogródki, małe domki, pokoiki.
Wracamy do portu, a w zasadzie zaraz do jego początku. Niedaleko zostawiliśmy samochód.
Niewiele się zmieniło, ale ciągle trafiają się jakieś fajne rzeczy do sfotografowania.
Dwóch panów reperujących kuter już sobie poszło ...
Jeszcze kilka zwierzątek, jakby perkozów, tylko bez czubka ...
Kilka lokalnych grafitti. Później, tego samego dnia, według mnie, to zrobiła to
pod peką, gospodyni przynosi nam cieplutkie, świeże ciastka.
Jasne ciasto, zawinięte jak naleśnik, z jakimś słodkim nadzieniem w środku.
Wciągnęliśmy nosem ... Zapomniałem zrobić zdjęcie.
Ale, czy to jedyne zdjęcie, którego nie zrobiłem na tym, powoli zbliżającym się do końca wyjeździe?