Szukamy wejścia do zabytkowego centrum i nagle naszym oczom ukazują się szerokie schody, a dalej miejsce, do którego zmierzamy – Katedra św. Jakuba.
Tyle naczytałam się o wielkim dziele Juraja Dalmatinaca, a jednocześnie najważniejszym zabytku Šibenika. Szczególnie zafascynował mnie fakt, że zabytek zbudowany został przez mistrza z samego kamienia, bez użycia spoiwa. Jest to na tyle niezwykła umiejętność, że po ostatniej wojnie, współcześni architekci, którzy naprawiali w katedrze zniszczenia, nie potrafili naśladować tej średniowiecznej metody i poszli na łatwiznę, zalepiając ubytki cementem.
Niesamowite wrażenie zrobił na mnie niezwykły fryz z rzeźbami 71 głów ułożonych w rzędzie na ścianie katedry po zewnętrznej stronie. Są to podobizny XV-wiecznych mieszkańców Šibenika. Zachwycam się kunsztem Dalmatinaca (od tej pory to mój wielki idol), tym bardziej, że mistrz nadał twarzom emocje – widać na nich złość, radość, dumę spokój itd.
Naprzeciwko katedry swoją siedzibę ma Urząd Miejski.
Następnie postanawiamy pospacerować po uroczych, wąskich uliczkach, wyłożonych kamienną posadzką, wyślizganą i błyszczącą od milionów stóp, które tędy przeszły. W powietrzu czuć apetyczne zapachy z licznych knajpek. Na wzmocnienie kupujemy lody i postanawiamy się trochę powspinać. Synek upiera się na prowadzanie własnego wózka, co nie jest łatwe, zważywszy, że co chwilę skręcamy w boczne przejścia. Aby dojść dalej należy pokonać kolejnej schody, potem następne i jeszcze jedne.
Gdy już jesteśmy naprawdę wysoko, udaje nam się odnaleźć rajski miniaturowy ogród. Okazuje się, że jest to pozostałość po średniowiecznym ogrodzie Sv. Lowne. W powietrzu czuć zapach gęsto obsianych ziół, bukszpanu i obezwładniający aromat kwitnących róż. Pośrodku ogrodu jest maleńka fontanna, która bardzo przypada do gustu naszemu Synkowi. Postanawiamy tutaj odpocząć i pod jednym z drzew figowych posilić się przekąskami.
W tym czasie nasz Synek zawiera znajomość z młodszą od siebie koleżanką, a w ramach zapoznania polewa ją wodą z fontanny. Nie robi to na dziewczynce większego wrażenia, za to Misiek ma ubaw po pachy. Oczywiście interweniujemy, przepraszając ojca małej. Ten też widząc komizm całej sytuacji uśmiecha się. Żal opuszczać to miejsce, ale wiemy, że za kolejnym rogiem kryć może się równie uroczy zakątek, zatem ruszamy.