W Portugalii znajduje się najbardziej wysunięty na zachód punkt w Europie. Historia Portugalii sięga starożytności. Portugalia jest jednym z najstarszych państw w Europie. Jej granice nie zmieniły się od pierwszej połowy XII wieku Każdego roku Portugalię odwiedza ponad 10 milionów turystów. W Porto znajduje się jedna z najpiękniejszych księgarni świata - jest to Księgarnia Lello (Livraria Lello & Irmano).
Idąc w kierunku Mostu 25 Kwietnia starałam się przypomnieć sobie informacje, jakie na jego temat czytałam. Pamiętałam, że dziewczyny bardzo zachwalały to miejsce, że jest tam fajna szklana podłoga i że na górę jedzie się przeszkloną windą. Bardzo byłam ciekawa, czy na nas ta atrakcja też zrobi dobre wrażenie. Wreszcie doszliśmy do bramy wejściowej Pilaru 7.
Weszliśmy do pomieszczenia, w którym znajdują się kasy biletowe.
Pokazaliśmy tam swoje Lisboa Card i otrzymaliśmy papierowe bilety, które pozwalały na poruszanie się po trasie, którą musieliśmy pokonać, aby dojść do wejścia na Pilar 7. A trasa ta była długa i kręta . Bilety trzeba odbijać na kilku bramkach znajdujących się po drodze a także przy wyjściu z Pilaru 7.
Po odbiciu biletów na bramce wejściowej wyszliśmy na plac, z którego ruszyliśmy dalej w poszukiwaniu wejścia. Dotarliśmy do sporej ścianki wspinaczkowej, urządzonej na ścianie Pilaru 7 oraz do znajdującego się w jej sąsiedztwie Base Campu .
I tutaj zaczęliśmy się zastanawiać, gdzie należy dalej iść. Niestety nie było tutaj żadnych znaków informacyjnych. Skręciliśmy "na czuja" w lewo za ścianką wspinaczkową i okazało się, że to był dobry kierunek.
Doszliśmy do kolejnego pawilonu,
w którym zobaczyliśmy wielką makietę mostu z przyległym do niego terenem i rzeką.
Wyszliśmy z tego pomieszczenia, aby dojść do kolejnych drzwi.
W pomieszczeniu za tymi drzwiami musieliśmy przejść przez bramki, takie jak na lotnisku. Nasze torby też zostały prześwietlone.
Rewelacyjne jest to muzeum karet i powozów , kilka eksponatów rzeczywiście przypomina te z moskiewskiej powozowni , zachwyciły mnie rozwiązaniami zawieszenia i zdobieniami - prawdziwymi dziełami sztuki
piotrf napisał(a):Rewelacyjne jest to muzeum karet i powozów , kilka eksponatów rzeczywiście przypomina te z moskiewskiej powozowni , zachwyciły mnie rozwiązaniami zawieszenia i zdobieniami - prawdziwymi dziełami sztuki
No to zaczynamy zwiedzanie Pilaru 7. Idziemy do windy. Wydawało mi się, że tutaj miała być lustrzana podłoga, ale chyba coś się tutaj zmieniło.
Wsiedliśmy do sporej windy bez dachu, która wywiozła nas do góry kilkanaście metrów. Ale jechała bardzo powoli. Ta winda, właśnie z racji swej prędkości, skojarzyła mi się z windą, którą Maks i Albert zjeżdżali do podziemi Seksmisyjnego świata w szpony dekadencji.
Po wyjściu z windy pooglądaliśmy wiązki cięgien systemu podwieszania mostu.
Teraz musieliśmy wejść po schodach
i wyszliśmy na zewnętrzną klatkę schodową.
Znajdowaliśmy się bezpośrednio pod mostem i mieliśmy stamtąd taki widok.
Zaczęliśmy się rozglądać za windą, ale okazało się, że winda nie działa, chociaż żadnej informacji na ten temat nie było. No ale naciskanie guzika przywołującego windę nie dawało żadnych efektów a wyświetlacz był czarny.
Zaczęliśmy więc wchodzić po schodach, pomimo tego, że nie bardzo nam się uśmiechała taka wspinaczka. No ale jak już tutaj dotarliśmy, to szkoda było odpuścić.
I tak piętro po piętrze dotarliśmy na samą górę.
Na 20 piętrze dostęp do windy był zagrodzony, więc upewniliśmy się, że winda faktycznie nie działa. Bo wchodząc po schodach chodziło mi po głowie, że może nie umieliśmy tej windy przywołać. Tym przemyśleniom sprzyjał fakt, iż po schodach szliśmy sami, bez towarzystwa innych turystów.
Na 25 piętrze Pilaru 7 znajduje się mini taras widokowy. Jest to podest wystający poza ścianę filaru, który posiada szklaną podłogę. Niewątpliwie jest to spora atrakcja, ale postawienie pierwszego kroku na tej podłodze przyspiesza bicie serca i mocno podnosi poziom adrenaliny.
Waldek wszedł pierwszy.
Taras widokowy usytuowany jest na poziomie drogi, po której cały czas przesuwa się sznur samochodów. Pod tą kilkupasmową drogą znajduje się poziom z torami kolejowymi, po którym jeżdżą pociągi.
Dla takich widoków warto było się pomęczyć wchodzeniem na 20 piętro.
Po drugiej stronie filaru znajduje się drugi, większy taras widokowy, ale już z normalną podłogą.
Z tego tarasu również oglądaliśmy piękne widoki, tym razem na miasto.
Czas najwyższy zacząć schodzić w dół.
Przy wyjściu z 7 filaru znajdują się bramki, na których trzeba odbić bilety, b o inaczej się nie wyjdzie.
Wolnym krokiem, bo nogi nam już odmówiły posłuszeństwa, dotarliśmy w okolice stacji kolejowej Alcantara-Mar. Stwierdziliśmy, że skoro na posiadane przez nas Lisboa Card możemy jeździć pociągiem kursującym pomiędzy Cascais a Lizboną, to nie będziemy iść dalej do przystanku autobusowego lub tramwajowego, tylko pojedziemy pociągiem. Weszliśmy na bardzo kolorową stację kolejową.
Na pociąg czekaliśmy jakieś 10 minut. Dojechaliśmy nim do stacji Cais do Sodre, na której przesiedliśmy się na metro zielonej linii. I tak skończyło się nasze zwiedzanie dzisiejszego dnia. Dotarliśmy do apartamentu, gdzie odświeżyliśmy się i zjedliśmy posiłek. A potem udaliśmy się na MECZ.
Na stadion pojechaliśmy zieloną linią metra ze stacji Martim Moniz do stacji Campo Grande. Ten odcinek metro pokonało w 20 minut i na stadion Sportingu dotarliśmy ok. godziny 17:30.
Stadion nosi nazwę Estádio José Alvalade. Nazwa ta została mu nadana w hołdzie dla założyciela Sportingu, którym był José Alfredo Holtreman Roquette, znany jako José Alvalade. Ten stadion jest siódmym stadionem w historii klubu. Budowę tego stadionu rozpoczęto 15 stycznia 2001 roku a uroczysta inauguracja miała miejsce 6 sierpnia 2003 roku, podczas meczu Sportingu Lizbona z Manchester United. Na stadion może wejść 50 095 widzów i podczas tego meczu wszystkie miejsca były zajęte. Sporting pokonał wtedy drużynę Czerwonych Diabłów 3:1, a dwie bramki strzelił wtedy Cristiano Ronaldo.
Po wyjściu ze stacji metra stadion jest od razu widoczny. Od razu też można kupić wszelkiego rodzaju akcesoria niezbędne kibicom.
Do godziny 20-tej, na którą zaplanowane było rozpoczęcie meczu, mieliśmy jeszcze sporo czasu. Postanowiliśmy więc obejść stadion wokoło, aby poszukać Biura Prasowego.
Jedną ze ścian zdobi podobizna założyciela Sportingu José Alvalade.
Dotarliśmy do bramki nr 2, którą ja będę wchodzić na stadion, ale jeszcze nie teraz.
Jest wreszcie Biuro Prasowe.
Waldek poszedł się akredytować, żeby mieć to już z głowy.
Potem poszliśmy jeszcze kawałek dalej i trafiliśmy na klubowy Pub. Waldek zapragnął napić się tam piwa, więc weszliśmy do środka.
No i po wypiciu piwa rozstaliśmy się. Waldek wszedł na stadion wejściem dla dziennikarzy a ja poszłam spacerkiem w kierunku mojej bramki nr 2.
Zobaczyłam przyjazd drużyny Sportingu na stadion.
Obejrzałam przybycie kibiców Rakowa na stadion pod eskortą policji.
Wreszcie przyszła pora, żebym weszła na stadion, więc poszłam do bramki nr 2. A tam spotkała mnie niemiła niespodzianka. Panie ochroniarki przekopały się bardzo dokładnie przez moją torbę a następnie przeszłam prawie że kontrolę osobistą, bowiem podotykały mnie ze wszystkich stron. Na koniec okazało się, że nie mogę wejść na stadion ze statywem do telefonu. Początkowo myślałam, że to jakiś żart, ale panie były bardzo poważne i niestety nie wpuściły mnie do środka. Powiedziały, że mogę statyw zostawić w depozycie i dopiero wtedy będę mogła wejść. Nie wiem, dlaczego tak się przyczepiły do tego statywu, przecież on jest malutki i bardzo lekki i nie mogłabym nim zrobić nikomu żadnej krzywdy. Rozumiem, że na stadiony nie można wnosić niebezpiecznych przedmiotów ani nawet butelek z wodą, ale do głowy by mi nie przyszło, że taki mini statyw także jest niedozwolony. Przecież on jest mniejszy od półlitrowej butelki coca-coli.
Nie miałam innego wyjścia, jak przełożyć wszystkie rzeczy z torby do kieszeni (dobrze że ich trochę miałam w kurtce i bluzie) i prawie pustą torbę ze statywem oddałam do depozytu. Ponownie podeszłam do bramki nr 2 i ponownie przeszłam kontrolę. Tym razem panie nie miały już żadnych zastrzeżeń i mogłam wejść na teren stadionu.
Mieliście tam może kogoś znajomego? Tak trochę smutno by mi było siedzieć na trybunach samotnie. Szkoda, że nie mogłaś wejść z mężem jako pomocnik dziennikarza . A panie z ochrony trochę przesadziły
wiola2012 napisał(a):Mieliście tam może kogoś znajomego? Tak trochę smutno by mi było siedzieć na trybunach samotnie.
Byłam umówiona z żonami jeszcze kilku fotografów (którzy razem z Waldkiem byli na płycie stadionu), ale one wpadły na stadion na kilka chwil przed rozpoczęciem meczu. Ich spóźnienie było spowodowane tym, że jechali z Porto i po drodze coś tam zwiedzali, przez co czas im się bardzo skurczył. Ale na meczu miałam towarzystwo.
wiola2012 napisał(a):Szkoda, że nie mogłaś wejść z mężem jako pomocnik dziennikarza
Niestety tak się nie da, chociaż nie wiem, czy chciałabym siedzieć tuż przy murawie boiska.
wiola2012 napisał(a):A panie z ochrony trochę przesadziły
Trochę, to za mało powiedziane. Z kim bym na ten temat nie rozmawiała, to wszyscy byli bardzo zdziwieni takim obostrzeniom. Chociaż nie w stosunku do wszystkich takie obostrzenia obowiązywały. Portugalski, które siedziały przed nami, wniosły na stadion butelki z wodą, więc ta kontrola nie dla wszystkich była jednakowa.
Znalazłam swoje miejsce i czekałam na znajome. W międzyczasie rozglądałam się w celu zapoznania się ze stadionem. Kibiców jeszcze było niewielu, dopiero się schodzili.
Nawet nie wiedziałam, że przed meczem murawa jest polewana wodą.
Piłkarze wyszli na boisko i rozpoczęła się rozgrzewka.
Przed rozpoczęciem meczu stadion już był pełny a kibice Sportingu bardzo dobrze się bawili, śpiewając klubowe piosenki, chociaż mocno fałszowali. W telewizji tego fałszowania tak bardzo nie słychać, bo na pierwszy plan wybija się utwór puszczany przez głośniki. Ale jak się siedzi wśród kibiców, to zewsząd dobiega dźwięk wydobywający się z ich gardeł. Gdybym nie wiedziała, że do jednej ze śpiewanych przez kibiców piosenek "O mundo sabe que" , wykorzystana została muzyka z piosenki Franca Sinatry "My Way", to bym jej nie rozpoznała.
Świat o tym wie Z powodu Twojej miłości jestem chory Zrobię co w mojej mocy By zobaczyć Ciebie Zawsze naprzód Pójdę tam, gdzie serce Zabierz mnie bez strachu Zrobię co w mojej mocy Dla mojego Sportingu
Zresztą możecie sami posłuchać, bo nagrałam te śpiewy.
Na przekazie telewizyjnym odbiór jest dużo lepszy.
Godzina rozpoczęcia meczu zbliżała się szybko. Drużyny wyszły do prezentacji.
Kibice Rakowa zapełnili jeden sektor.
Wybiła 20-ta i mecz się rozpoczął, czego nawet nie zauważyłam, bo stało się to w trakcie śpiewania przez kibiców piosenki "O mundo sabe Que". Mieliśmy nadzieję, że Raków wygra mecz, ale wiadomo, że nadzieja matką głupich. Niestety mecz nie układał się dobrze dla naszej drużyny. Niedługo po rozpoczęciu mecz sędzia podyktował rzut karny dla Sportingu a Bogdan Racovitan zobaczył czerwoną kartkę i musiał opuścić boisko, tak więc Raków grał osłabiony o jednego zawodnika. Karny został wykonany i już było 1:0 dla Sportingu.
Mecz toczył się dalej, ale w pierwszej połowie wynik meczu się nie zmienił.
Na początku drugiej połowy sędzia znów podyktował rzut karny dla Sportingu i po chwili było 2:0. Nie podobało nam się to, co działo się na boisku.
Nie podobało mi się również to, że kibice portugalscy palą na trybunach i to nie tylko papierosy, ale też cygara i różne inne wynalazki. Ja jestem uczulona na dym papierosowy a już wyziewy z elektronicznych papierosów są dla mnie zabójstwem. Przez pierwszą połowę zakrywałam nos, aby nie czuć i nie wdychać tych wyziewów, ale i tak zaczęłam mocno kaszleć.
W drugiej połowie po straconej przez Raków bramce postanowiłam wyjść, bowiem ten dym zaczął mnie na tyle dusić, że nie mogłam oddychać. Resztę meczu oglądałam stojąc w oddaleniu od trybuny w zaciszu korytarza prowadzącego do wyjścia z sektora. Tam ten dym nie docierał. Ale właśnie w chwili, gdy wychodziłam, Raków strzelił gola a ja go niestety nie widziałam.
W drugiej połowie Raków grał dużo lepiej niż w pierwszej i nadzieje znów odżyły. Gdy zawodnicy byli po przeciwnej stronie boiska pod bramką Rakowa, to fotografowie nie mieli co robić. Waldka miałam cały czas na oku, bo siedział przy bandzie (drugi od prawej).
W ostatnich minutach meczu jeszcze był rzut rożny, dający nadzieję na wyrównującego gola.
Ale niestety zawodnicy Rakowa nie dali rady doprowadzić do wyrównania i mecz zakończył się wynikiem 2:1 dla Sportingu. Jedynym pocieszeniem był fakt, że te dwa gole Sporting strzelił z rzutów karnych, a Raków jednego, ale z akcji. Co jednak niczego nie zmienia. Po meczu zawodnicy Rakowa podeszli pod nasz sektor i dziękowali swoim kibicom za obecność i kibicowanie.
A ja na koniec tej imprezy musiałam odstać w kolejce jakieś 30 minut, żeby odebrać swoją torbę z depozytu.
Potem poszłyśmy z dziewczynami pod Biuro Prasowe i jeszcze czekałyśmy na naszych mężów, którzy uczestniczyli w konferencji prasowej. Potem się pożegnaliśmy i każdy udał się w swoim kierunku. My poszliśmy na metro, które na szczęście jeszcze jeździło. Było już dosyć późno, gdy dotarliśmy do naszego apartamentu. I tak minął nam kolejny dzień w Lizbonie.
Teraz, podczas pisania relacji już tych emocji nie czuję, ale na miejscu to faktycznie się działo. Ja nigdy wcześniej nie byłam na meczu piłki nożnej, więc to była dla mnie nowość. Oglądanie meczu a telewizji to jednak zupełnie inna bajka.
maslinka napisał(a):Dziwna sprawa z tym przeszukiwaniem przy wejściu na stadion Pewnie trafili Ci się nadgorliwi pracownicy
Dobrze że ja jestem niespotykanie spokojny człowiek, więc przyjęłam to na klatę . Ale sprawdziłam potem, czego nie można wnosić na stadiony w Polsce. Z Regulaminu Imprezy Masowej wynika, że na stadion nie mogą być wnoszone między innymi "przedmioty wykonane z tworzywa sztucznego, szkła lub innego kruchego, tłukącego się lub szczególnie twardego materiału". Jeśli na stadionie w Lizbonie mają podobne zasady, to być może mój statywik został uznany za przedmiot wykonany z tworzywa sztucznego lub z innego szczególnie twardego materiału.
Następnego dnia także obudziło nas słońce. Zapowiadał się piękny dzień, więc z dużym zapałem szykowaliśmy się na ten dzień w Lizbonie. Mieliśmy zaplanowane dotarcie do kilku miejsc i bardzo chcieliśmy zrealizować ten plan. Pierwszym punktem tego planu było przejechanie się tramwajem nr 28, więc poszliśmy spacerkiem na Praca Martim Moniz, na którym znajduje się początkowy przystanek trasy, która ciągnie się przez prawie 7 km, a całą trasa liczy sobie 33 przystanki.
Na przystanku była już sporo chętnych na przejażdżkę tramwajem nr 28, więc my też ustawiliśmy się w kolejce. Po chwili nadjechał tramwaj, który był pusty, ale to dlatego, iż był to pierwszy przystanek.
Niestety nie zmieściliśmy się w tym tramwaju, bowiem do środka wchodzi tylko 28 pasażerów.
Na następny tramwaj czekaliśmy 10 minut.
Teraz się udało i załapaliśmy się nawet na miejsca siedzące.
Tramwajem kierowała pani motornicza , która chyba musi mieć sporo siły do kręcenia tymi korbami.
Po pokonaniu kilku przystanków znajdującym się przy prostym odcinku trasy (Rue de Palma i Avenida Almirante Reis) tramwaj skręcił w tym miejscu pod kątem prostym w węższe uliczki dzielnicy Graca.
A po dojechaniu do dzielnicy Alfama uliczki zrobiły się jeszcze węższe. Tramwaj jechał tak blisko ścian budynków, że prawie można było do nich sięgnąć ręką.
Miejscami jest tak wąsko, że ludzie idący wąziutkimi chodnikami muszą przyklejać się do ścian budynków.
Bardzo widowiskowo wygląda mijanie sią tramwajów.
Ale niektóre uliczki są tak wąskie, że dwa tramwaje nie są w stanie się tam minąć. Rozwiązano ten problem ustawieniem sygnalizacji świetlnej. Tramwaj, który podjeżdża do sygnalizacji z zapalonym czerwonym światłem, musi się zatrzymać i poczekać, aż przejedzie tramwaj jadący z przeciwka.
Motorniczy musi bardzo uważać na samochody jeżdżące po torach. Czasami się zdarza, że jakiś samochód zatarasuje tory tramwajowe i trzeba wtedy poczekać, aż kierowca odjedzie. Dzwonek w tramwaju prawie cały czas jest używany.
Ten fragment trasy tramwaju nr 28, który przebiega przez Alfamę, jest według mnie najciekawszy. Cały czas coś się dzieje i nie można oderwać wzroku od ruchu ulicznego. Ludzie na wąziutkich chodnikach muszą bardzo uważać podczas przejeżdżenia obok nich tramwaju. Jeden nieuważny ruch i nieszczęście gotowe. Wrażenie robi również dźwięk wydobywający się podczas kręcenia przez motorniczą korbami.
Podczas tego przejazdu nagrałam krótki filmik. Stanęłam tuż za motorniczą i wrażenie z tego miejsca było niesamowite.
Tramwaj 28 , piękny film powstał , Gosiu , jeden fragment trasy przebiega przez tak wąską uliczkę , że miałem wrażenie ocierania wagonu o ścianę budynków Bardzo podobał nam się ten przejazd mimo obowiązku maseczek , obiecaliśmy sobie , że gdy wrócimy do Lizbony - powtórzymy przejazd Nam dodatkowo trafiła się przerwa w podróży - była demonstracja z flagami , bębnami , ludzie domagali się podwyżek płac , by godnie żyć . . . świetna , gwarna atmosfera panująca w tramwaju odeszła bezpowrotnie . . .