SPLITSKA je samo dobro
Właściwie to miałam nie pisać tej relacji ,
bo tegoroczne wakacje były prawie powtórką ubiegłorocznych.
No ale jak wiadomo „prawie” robi dużą różnicę ,
no i wakacje bez relacji, to jakieś takie niedokończone ... .
No i jeszcze Tony jątrzy i straszy .
Jest jednak zasadnicza różnica, która odróżni tą relację od ubiegłorocznej ... .
W tym roku patrzyłam już na wszystko oczami dojrzałej, czterdziestoletniej kobiety .
No i może dlatego właśnie te wakacje były jakieś takie spokojne, leniwe ...
Choć było kilka momentów, które podnosiły ciśnienie do niebezpiecznych wartości .
Całe szczęście ja z ciśnieniem nie mam problemów, jedynie co mi mogło niebezpiecznie podskoczyć, to cholesterol (ale leki brałam regularnie, więc przeżyłam ).
Wyruszamy z Radomia w sobotę o godzinie 15.30.
Tym razem utworzyliśmy spory konwój, bo jechały 4 auta .
Trasa przez Słowację i Austrię.
Przejazd bez problemów, jeśli by nie liczyć faktu, że słowaccy drogowcy, czy kto to tam był, punktualnie o północy postanowili zamknąć most, nie wyznaczając przy tym nijakiego objazdu . Pech chciał, że byliśmy pierwszym autem, które zatrzymali i zgonili na bok .
Ale mąż szybko dogadał się z panią Navi i znaleźliśmy alternatywną drogę .
Dalej w Austrii już bez problemów i już tradycyjnie pojechaliśmy drogą S6, zamiast jak większość A2.
Tym razem jednak nie mogliśmy się cieszyć ładnymi widoczkami, bo był środek nocy .
Ale duża ilość tuneli skutecznie urozmaiciła nam jazdę .
W Słowenii oczywiście oszczędzamy , ale objazd w coraz gorszym stanie .
Na granicy słoweńsko-chorwackiej niewielki korek, a właściwie tylko spowolnienie.
Potem na bramkach przed Zagrzebiem mamy małego pecha, bo stajemy do bramki, którą zablokowali jacyś mało rozgarnięci Niemcy .
Zapodziali karteczkę, którą bierze się na wjeździe na autostradę, potem mieli problem z zapłaceniem kartą , normalnie komedia .
No ale jakoś sobie poradzili i mogliśmy jechać dalej .
Na stacji benzynowej za Zagrzebiem spotykamy pierwszych Cromaniaków z Krakowa, pozdrawiam .
Dalej już było bez problemowo i ... nudno .
Dopiero widok Jadranu nieco mnie ożywił .
Szoku temperaturowego też nie było, co nie zmienia faktu, że było gorąco, 32 stopnie.
Podobnie jak rok temu, zatrzymujemy się nad rzeką Krka .
No a potem znowu na prom pędzimy na styk .
Do portu dojeżdżamy 5 minut przed odpłynięciem promu .
Wyskakujemy z Jeepa i sprint do tikeciarni .
Koleżanka się śmiała, że dwa miesiące na siłowni nie poszły na marne .
Kupujemy tikety i powrotny sprint do auta .
Pan macha, że mamy jechać na prom , no to jedziemy ... i nasz Jeep był ostatnim autem, który się zmieścił .
Przez CB ustalamy z resztą, że my pojedziemy do Splitskiej, rozpakujemy się i wrócimy po nich do Supetaru.
Na promie padłam na kanapę i nie ruszyłam się nawet na krok, o sorki, poszłam umyć ręce .
A Splitskiej przez rok nic się nie zmieniło .
W niektórych domach byli nawet ci sami goście, co rok temu ,
widać nie tylko mnie Splitska zauroczyła .
cdn