VOL. 11, czyli Bol je najbolji?Rzut oka na wtorek 25 września w dzienniczku podróży: “Noc była ciepła, ale z rana jeszcze pochmurno. Wiatr chmury jednak szybko przewiał i sam ustał. Dzień okazał się najcieplejszym jak dotąd.” A, taaaak, tak było
Dzień był naprawdę ciepły (ok. 29C, słońce rzadko chowające się za chmurami). Dziś szykujemy się na Murvicę, z planem spoczęcia na kilka godzin na widzianej w czasie wyprawy do Farskiej z góry plaży, odwiedzenia Smoczej Groty i zjedzenia czegoś dobrego w drodze powrotnej (upatrzyliśmy sobie konobę przy drodze w okolicy Gornjiego Humaca).
Podczas jazdy samochodem wspominamy nasz miesiąc miodowy, spędzony w Bolu. Przypominamy sobie plaże wokół samostanu i...błyskawicznie
zmieniamy plan: jedziemy do Bola! Na decyzję wpływ miała także wysoka temperatura i potrzeba szybkiego schłodzenia się w morzu, bez konieczności szukania bezpiecznego zejścia na plażę w Murvicy. Parkujemy mazdę pod samym klasztorem i kierujemy się na wschód. Popularna plaża na końcu miasteczka jest dość gęsto zaludniona nawet teraz, w ostatnich dniach września. Cóż, to w końcu Bol. My drepczemy jednak dalej, po skałkach, i po pięciu minutach znajdujemy dosłownie ostatnie wolne miejsce do rozłożenia się na malutkiej plaży FKK. Przeważają tam austriaccy emeryci, ale to nieważne - zresztą nasze dzieci pewnie bardziej im przeszkadzają niż oni nam. Najważniejsza jest bezcenna
możliwość zbratania się z Jadranem bez zbędnego pośrednictwa tekstyliów. Cud-miód.
- Plaża za samostanem, część bardziej odległa od miasta.
- Ścieżka nad samym brzegiem zaprowadzi nas od plaży za samostanem do jedynej plaży FKK w Bolu.
(...)
Trzy godziny później maszerujemy z powrotem. Więcej
na pełnym słońcu nie dało się wytrzymać (na plaży nie ma nawet skrawka cienia, a my w tym roku zrezygnowaliśmy z tachania parasola plażowego), a najgorzej ma nasza trzylatka, która konsekwentnie - nawet w ten upalny dzień - odmawiała wejścia do wody dalej niż na wysokość kostek. Bagaże zostawiamy w zaparkowanym w cieniu samochodzie i kierujemy się nabrzeżem w kierunku bolskiej rivy.
- A to już plaża PRZED samostanem - tzn. między samostanem a Konobą Mlin.
- Zbliżamy się do centrum Bola.
Jest wciąż dość wcześnie, więc nie wszystkie “jadłodajnie” są już otwarte, dlatego - bez większego żalu zresztą - spoczywamy w znanej sobie z dawnych lat Konobie Dalmatino, której ogromną zaletą jest położenie
w osłoniętej przed słońcem uliczce. Można siedzieć na zewnątrz, we względnym chłodzie, a przy tym w samym sercu miasteczka. W dodatku, można tu dobrze zjeść i nie zapłakać przy płaceniu, co nie jest przecież w Bolu regułą.
- najsłynniejszy balkon w Bolu
- posiłek dla strudzonego wędrowcy
Zamówiliśmy na przystawkę slane srdele, dla dzieci zupki, dla nas ćrni rizot i lignje sa żaru, do tego blitva z krumpirom i obowiązkowo literek. Wszystko smakowało wybornie, a w dodatku zostaliśmy obsłużeni w sposób wzorowy. Jestem bardzo czuły na punkcie kelnerów, a praca tego z Dalmatino była bez zarzutu: dyskretna elegancja, ale bez zadzierania nosa, dobre wyczucie kiedy podejść, ale bez nachalności, do tego szczery uśmiech, kiedy pochwaliliśmy
podaną na koniec rakiję od rogaća - była naprawdę wyborna!
Po takim obiedzie brakować może tylko jednego...na lody! Smakując zmarzlinę, wolno przemieszczamy się w kierunku samostanu. Coś nas jednak powstrzymuje przed odjazdem i decydujemy się zostać w Bolu do wieczora - dlaczegóż mielibyśmy się zresztą stąd ruszać, skoro tak dobrze się tu czujemy?
Lądujemy tym razem na plaży na zachód od klasztora, za charakterystyczną, wysuniętą w morze Konobą Mlin. Słońce zbiera się już ku zachodowi, tak więc
plażę przy samej konobie spowija już cień, ale pod samostanem wciąż pełna lampa i ledwie kilka małych obozowisk - głównie pojedyncze osoby. I już do samego zachodu słońca tylko morze i plaża, plaża i morze...
- Wracamy przez Konobę Mlin na plażę przed samostanem.
- Dosłownie PRZEZ konobę - droga na skarpie prowadzi między stolikami.
- Czas na szybki wieczorny przekąp - plaża tonie już w cieniu.
W drodze powrotnej snujemy plany na ostatnie 3 dni, które pozostały nam do końca wakacji. Gdzie nas jeszcze nie było na wyspie i dokąd chcemy wrócić? Podsumowujemy też swój stan uczuć co do Bola. Przyznajemy się do błędu: mylnie zapamiętaliśmy to miasteczko jako niesympatyczny kurort pełen grubasów w złotych łańcuchach na spuchniętych karkach i drożyzny w sklepach i knajpach. To znaczy, nowobogackich nie brakuje, a tanio nie jest, jednak dla samych trzech plaż przy samostanie
warto tu kiedyś jeszcze wrócić. Już wiemy kiedy i w jakim gronie: na dziesiątą rocznicę ślubu i w tym samym składzie co podczas miodowego miesiąca: we dwójkę. Sorry, dzieciaki, tym razem wybawimy się na całego!
- Słońce schowało się już za cyplem z Konobą Mlin.
- Ostatnie promienie łapią plażowicze skupieni pod murami samostanu.