c.d.
Jadąc sobie raźnie, mijamy tablicę Baćva, plaża i że tylko 4 km, szybka decyzja i zjeżdżamy z głównej drogi na szuterek.
Wąska dróżka, wąska...i taka jakaś stroma się robi...no i gdzie ta plaża:?:
Bo chyba już dłużej jedziemy niż 4 km
.
Widoki momentami zapierają dech w piersiach, ale bardziej zapiera dech, przynajmniej mi, ta wąska droga z zakrętasami, gdzie nasz samochód po prostu się nie mieści i zakręt trzeba brać na 2 albo 3 razy
, jestem już przerażona i chcę wysiadać
Retyy znowu zakręt i jak stromo
Kątem oka (myślicie, ze nie mam kąta oka?
)dostrzegam widoki za szybą... są przepiękne, ale i tak nie potrafię się na nich skupić.
Po dosyć długich męczarniach dojeżdżamy do miejsca, gdzie widzimy zaparkowane kilka samochodów. Ufffff
Ale jak my stąd wyjedziemy??? Spotykamy polskie małżeństwo z malutką córeczką (chyba Zosia
albo coś pomerdałam) , którzy mówią, że na plaży jest dużo os i "chyba Zosia" została ugryziona..., bardzo się przestraszyli, bo w sumie nawet nie wiedzieli, czy nie jest uczulona, ale okazało się, że jest wszystko w porządku.
No dobrze chodźmy zobaczyć, dla jakich widoków się tak męczyliśmy ( a przynajmniej ja przeżywałam katusze). Bo z parkingu niewiele widać
I oto naszym oczom ukazują się takie widoki
i takie
Opłacało się
Plaża jest śliczna, malutka i można by powiedzieć, ze jak na takie warunki dojazdu, dużo ludzi, ale nie jest źle
Rozbieramy się szybko, żeby zanurzyć się w tej przejrzystej wodzie i nagle AAAAŁŁŁŁAAAA
Użarła mnie! W brzuch, małpa jedna, znaczy osa! Ech...
Te wstręciuchy wszystko psują, cały urok plaży...jest ich ogromnie dużo, nawet jak siedzimy w wodzie, latają nam nad głowami
Po taplaniu się w wodzie idziemy z Łukaszem na rekonesans okolicy. Im dalej od plaży, tym mniej tych pasiastych stworzonek
.
Łukasz foci, ja oglądam, jest cudownie, moglibyśmy tu mieszkać
.
Tylko jak ja bym się stąd wydostawała, chyba musiałabym mieć jakiś helikopter
W sumie zakupy mogłabym robić przez internet
.
Miejsce jest urocze
Cisza, spokój, mało ludzi, raj na ziemi
Tutaj też narwałam strąków, z których robi się pyszną rogacicę (do dnia dzisiejszego leży na szafie i czeka na swoją kolej
)
Powoli wracamy, zbieramy resztę z plaży, no to teraz znowu to samo, tylko w drugą stronę, jak ja to przeżyję
Jest równie emocjonująco jak za pierwszym razem, ale daliśmy radę
Przejeżdżamy przez miasteczko co się zowie Smokvica - bardzo przyjemne, zatrzymujemy się przy sklepie, na małe zakupy i zaraz dalej ruszamy w kierunku Vela Luki.
Czytałam kilka pochlebnych opinii o tym miasteczku i jestem go ciekawa. Na pierwszy rzut oka, jest to bardzo senne miasteczko, ale godzina może też i taka...
Idziemy wzdłuż wybrzeża, oglądamy łódki, łódeczk i zerkamy w stronę restauracji, ponieważ chcemy tu coś zjeść, ale jakoś nic nam nie pasuje, a przy okazji oglądamy miasto.
Po jakimś czasie wszyscy są tak głodni (i chyba źli
) że nawet nie dostrzegamy uroków tego miejsca, chcemy szybko usiąść i coś zjeść! Natychmiast! Uffff
udało się znaleźć miejsce, które każdemu odpowiada
Zamawiamy od razu piwo (pomijam Borysa i kierowcę) i po długich namysłach kończy się na pizzy
Jakoś nie urzekła nas Vela Luka i nie chce nam się tu dłużej spacerować...
Nie mówię, ze jest brzydka, bo jest całkiem ładna, ale brakuje klimatu, podejrzewamy, że pewnie wieczorem, jest tutaj całkiem inaczej.
Postanawiamy wracać, na drugi koniec wyspy.
Jedziemy, jedziemy i znowu przerwa w Smokvicy, przy winiarni - jakieś zakupy trzeba zrobić
. W środku bardzo klimatycznie
Pani częstuje nas winami i nalewkami, decydujemy się na kilka butelczyn i dalej w drogę.
Gdy jesteśmy już blisko Korculi, postanawiamy trochę zboczyć z drogi - dojeżdżamy do kamiennej wioski Żrnovo. Wygląda jak opuszczona...
...chwilę spacerujemy po uliczkach. W pewnym momencie podchodzi do mnie jakiś starszy człowiek z winogronami, daje mi je i pokazuje jak mam jeść
(może myśli, że jestem z jakiegoś dzikiego kraju i nie wiem co to jest?). Na początku myślałam, ze chce nas stąd pogonić, ale nie, idzie po więcej winogron i figi i wygląda na bardzo zadowolonego z nieproszonych gości
.
Nawiązujemy niby rozmowę, trochę ciężko nam się dogadać, ale ostatecznie Pan nas zaprasza do siebie na rakiję, niestety odmawiamy - chociaż mieliśmy wielką ochotę, ale robi się coraz później i nie wiemy, o której mamy ostatni prom do Orebica. Pan również jest niepocieszony i daje nam jeszcze na drogę figi i winogrona.
Pan chwali się jakiego ma łagodnego psa
Na prom nie czekamy długo.
...w oczekiwaniu kilka fotek
A później kończymy dzień na tarasie przy naszych nowych nabytkach ze Smokvicy