29.08.2020, sobota. Omiš- Starigrad Fortica
Po wczorajszym solidnym odpoczynku trzeba w końcu gdzieś się ruszyć. Pojedziemy do Omiša, który marzył mi się od dawna. Wstajemy w miarę wcześnie, ale już nie z kurami, pakujemy odpowiedni sprzęt do auta i jedziemy. Tym razem Jadranką, którą zwykle omijamy z pośpiechu Około 10 dojeżdżamy na duży parking przy rzece Cetina, tuż za tunelem samochodowym. Wszystkie internetowe wróbelki ćwierkały, że parking jest wielki i darmowy. I owszem, jest, tyle, że dla nas nie starcza już miejsca. Parkujemy tuż obok na parkingu płatnym, 30 kun za cały dzień.
Naszym pierwszym dzisiejszym celem jest Zamek Piratów, czyli ruiny twierdzy Starigrad Fortica. Można się dostać do niej na 3 sposoby(tzn. ja wiem o tych trzech):
najłatwiejszym i najbardziej popularnym szlakiem z centrum miasta
trudniejszym szlakiem z parkingu na którym się znajdujemy
via Ferratą
Mamy zamiar wypróbować wszystkie 3 Plan jest taki, że ja wejdę szlakiem trudniejszym, małż ferratą, spotkamy się na górze i razem najłatwiejszym szlakiem zejdziemy do miasta.
Ferratą iść nie zamierzam gdyż:
boję się
nie umiem
nie mam sprzętu
Nasze zamiary były takie, że każde z nas odnajdzie początek swojego szlaku(ferrata miała zaczynać się również przy parkingu) i wystartujemy jednocześnie. Ale ten plan był zbyt idealny by mógłby być możliwy do zrealizowania
Początek mojej trasy łatwo zauważyć, ale nie powiem, by wyglądał zachęcająco:
Dalej było jednak lepiej.
Ostatnia nasza rozmowa:
Poradzisz sobie sama?
Yyy,ekhm, chyba tak
A Ty wiesz, gdzie się zaczyna Twoja trasa?
No pewnie
Startujemy. Miałam zamiar iść wolno, bo wiadomo, że Pan S. jak będzie się pitolił z przepinaniem tych karabinków to może mu zejść nieco dłużej. Ale iść wolno średnio się da, bo jest stromo i jak za bardzo się ślimaczę to od razu zjeżdżam z kamyczkami. Cóż, idę zatem szybkim, pewnym i zdecydowanym krokiem. To może widoki popodziwiam? Z tym też jest słabo, bo szlak wiedzie przez las i widoków to raczej tu nie ma. Tak to wygląda:
Po około 20 minutach energicznego marszu w samotności(nie spotkałam przez całą drogę ani jednego człowieka ). Dostaję od małża sms-a:
Dopiero ruszam, nie mogłem znaleźć wejścia na szlak. Spotkałem Czechów i mnie zaprowadzili
Chyba będę musiała jednak spowolnić...Zresztą te 20 minut opóźnienia to pal licho, potem okaże się, że Czech o imieniu Pietrek(czy jakoś tak) zapomniał kasku i wracał się do samochodu.Pan S. i na oko 5-letnia córka Pietrka czekają na niego. Swoją drogą tatuś roku z tego Czecha, nie ma to jak zostawić małe dziecko samo w górach, z obcym kolesiem, którego poznało się 5 minut temu
Tymczasem ja bez przygód sobie idę:
Twierdzę już widać:
Szybko mi poszło, 40 minut i jestem. Pan S. pewnie jeszcze gdzieś daleko, to pozwiedzam okolicę. Pięknie jest
Po odpoczynku i małym rekonesansie idę do twierdzy, gdzie za 20 kun kupuję sobie(na razie tylko sobie) bilet. Trochę mi dziwnie z tym, że jestem tu sama, więc chyba mam potrzebę się tłumaczyć Mówię, że na chłopa muszę tu czekać, bo poszedł via ferratą i gdzieś mi się zagubił. Bardzo miły Pan Biletowy mówi, że to jeszcze z pół godziny pewnie. No, ale mija pół godziny i nic. Pan Biletowy na to, że jeszcze z 15 minut. Ale i wtedy nic Pan biletowy widzi, ze zaczynam się niecierpliwić, więc stara się mnie jakoś pocieszyć mówiąc, że to łatwa via ferrata, więc na pewno małż robi dużo zdjęć i dlatego go jeszcze nie ma.
Idę na obchód twierdzy samotnie. Ludzie przychodzą, potem zaraz schodzą a Pana S. ani widu ani słychu. Szkoda, że nie wiem w którym miejscu ta ferrata się kończy, bo nawet nie wiem gdzie go wypatrywać
Z każdą kolejną minutą moje zniecierpliwienie zmieniało się w niepokój, momentami nawet podszyty paniką. No bo czemu go tak długo nie ma, pewnie spadł gdzieś. Widząc drona nad własną głową tworzę sobie wizję, że na pewno spadł i ktoś już wypatrzył zwłoki, a teraz ten dron ich szuka
Wizualizuję sobie to tak mocno, aż w oczach stają mi prawdziwe łzy Ale nic trzeba się wziąć w garść, ten Pan Biletowy bardzo miły jest, na pewno mnie nie zostawi w potrzebie i podpowie jak wszystko zorganizować kiedy zostanę sama jak palec w obcym kraju
Strasznym jestem panikarzem
Miałam do Pana S. nie dzwonić, ale w końcu nie wytrzymuję i dzwonię(dobrze, że zasięg był):
No gdzie Ty jesteś
Idę, będę za 10 minut
Oczywiście po tych 10 minutach nic się nie wydarza
Za jakiś czas dzwoni znowu:
Widzę już twierdzę, ale nie wiem jak iść, bo szlak się skończył
Szlak się wreszcie odnalazł, a Pan S. wreszcie do mnie dołączył. Z via ferraty miał całkiem fajne widoki:
Żeby nie było, że ten czas spędzony samotnie był taki całkiem smętny- przydarzyło mi się również coś zabawnego. Otóż przed wyjazdem, kuzynka która trochę para się rękodziełem uszyła mi taką torebkę-nerkę. Chciałam taką, żeby pasek od zwykłej torebki nie uwierał mnie w opalone chorwackim słońcem ramiona, no i żeby pasowała do sportowych rzeczy. No i jak tak sobie siedziałam przed twierdzą, z ta nerką na pasku, to ludzie podchodzili do mnie i chcieli kupować bilety
Trzeba było ich kasować, jeszcze bym zarobiła
Doszliśmy do momentu kiedy jesteśmy znów razem, więc teraz robimy dokładniejszy obchód okolic:
Na górze można kupić wodę, którą sprzedaje Pan Biletowy. Piwa niestety nie ma, ale on jakieś pije Podsłuchałam taką rozmowę Pana Biletowego z innymi turystami:
PB: Water only!
T: (skonsternowani lekko) Yyyy...beer???
PB: Beer is only for me!
Nie ma co, wspaniała praca
Zrób mi zdjęcie z chorwacką flagą!
Czas schodzić, ja spędziłam tu 2 godziny i 10 minut, Pan S. ledwie 40 minut. Kiedy już zbieraliśmy się do zejścia, Czech Pietrek z córką dopiero przyszli
Idziemy szlakiem określonym jako easy, ten którym szłam to jest szlak hard. Tym łatwiejszym wariantem chodziły całe pielgrzymki, ale teraz na szlaku minęliśmy pojedyncze osoby. Jest już po 13, pewnie każdy chciał się wyrobić przed popołudniowym słońcem.
Ta trasa jest mniej stroma od tej którą wchodziłam, jednak podłoże jest kamieniste więc chyba niefajnie iść tam w klapkach
Już prawie na dole:
Teraz nastąpi odpoczynek, a po nim dalsze zwiedzanie.