Kolejny poranek mazurski budzi nas walką słońca z chmurami i ciepłym powietrzem.
Kto wygra?
I piskiem przy naszej burcie – odwiedziła nas łabędzia rodzinka .
Właśnie za takie odwiedziny kocham dzikie noclegi.
W marinach z rana to można co najwyżej usłyszeć czyjeś wrzaski, disco polo lub reklamy z włączonego na cały regulator radia.
A tutaj?
Popiskiwanie małych łabędziątek i delikatny plusk fal, kumkające żaby i ptaki śpiewające gdzieś wysoko na niebie..
Po prostu raj na ziemi.
W takim miejscu dziś spaliśmy:
Po śniadaniu Ania musi się jeszcze wymoczyć.
Woda o poranku jest jeszcze dość zimna ale Ance to absolutnie nie przeszkadza (wtedy nie mieliśmy pojęcia że Ona zimą wykąpie się w jeziorze przy minus 10 stopniach)
Kaczerajno ujęło nas swoim spokojem.
Jednak pora opuścić sympatyczny nocleg.
Wyciągamy się na kotwicy, stawiamy żagiel i cichutko - aby nie przeszkadzać Przyrodzie - odpływamy.