Smutno i zimno za oknem... aż chciałoby się wrócić na Hvar...
W sumie - dlaczego nie - najwyższy czas na sagi ciąg dalszy
Dzień V 06.09.2010
Zapraszam na wycieczkę - dokąd dzisiaj? Dziś kierunek Stari Grad
Wsiadamy w nasze autko i pędzimy zwiedzać najstarsze miasto na wyspie.
Dojazd z Hvaru do Starego Gradu zajmuje nam jakieś 10-15 minut... parkujemy w centrum i spacerujemy starymi uliczkami.
Zaraz przy marinie znajdujemy nieduży targ. Kolorowo tutaj
Stari Grad to urocze i spokojne miasteczko - pozwala nam się trochę oderwać od zgiełku Hvaru. Tutaj czas jakby płynął wolniej, a każda z uliczek wygląda jakby miała do opowiedzenia wyjątkową historię...
Spacerując tak wąskimi uliczkami widzimy coś co wygląda na sieć rybacką... więc zaczynamy podążać jej tropem.
Znajdujemy właściciela sieci, siedzącego przy małym stoliczku niespiesznie popijając kawę. Na nasz widok przerywa rozmyślania i zaczyna zagadywać. Widząc, że robimy zdjęcia sieci pyta "A ze mną zdjęcia mieć nie chcecie?" Jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. My potakujemy - że właściwie czemu nie - możemy i jemu zdjęcie zrobić... Ale on najwyraźniej nieusatysfakcjonowany podrywa się z krzesła i idzie do wnętrza kawiarenki z której po minucie wychodzi niosąc dość sporą książkę. Z dumnym uśmiechem na ustach pyta "A wy wiecie kto ja jestem?" <musieliśmy mieć niezbyt inteligentne miny, ponieważ po chwili milczenia i skonsternowanych uśmiechów zaczął szukać czegoś w książce>
Kiedy w końcu znalazł - pokazał nam swoje zdjęcie z Michaelem Palinem
<dla tych którzy nie wiedzą - latający cyrk Monty Pythona> Okazuje się, iż Igor - bo tak nasz nowy znajomy ma na imię, był przewodnikiem Michaela po Hvarze
<dla ciekawskich:
http://palinstravels.co.uk/book-4332> Niezwykłych ludzi można spotkać na niewinnym spacerze
Igor chorwacko/czesko/angielskim opowiedział nam część swoich przygód. Nam w końcu zaczął doskwierać głód - więc wypytaliśmy o adres najlepszej konoby i udaliśmy się w dalszą drogę.
Niestety, Jurim Podrum którego polecił nam Igor był zamknięty... tak więc zaczęliśmy szukać czegoś innego. Postanowiliśmy w końću skorzystać z jednej z konób poleconych przez Kasię
i tak trafiliśmy do Pharii - którą z czystym sumieniem i pełnym żołądkiem polecamy!!!!
Jedzenie pyszne... obfite... a do tego jeśli macie ochotę na deser - wystarczy sięgnąć ręką - ponieważ nad głowami gości wisi całe mnóstwo owoców kiwi.
Pycha!!! <rozmarzyłam się>
Z pełnymi brzuchami, bogatsi o nowe doświadczenia i znajomości postanowiliśmy podreptać w kierunku samochodu i doturlać się do Hvaru, żeby tam oddać się słodkiemu, chorwackiemu lenistwu... przy złotym, chorwackim trunku.
Na zdrowie!