Dzień 5
28 czerwca 2018 r. (czwartek)
Do Włoch mały skok. Triest i bajkowy zamek MiramarePo wczorajszych emocjach w Piranie nadal głodni jesteśmy zwiedzania. Plan na dziś to Triest. Z naszego maleńkiego Dekani to raptem 18 kilometrów więc żal nie skorzystać.
Budzimy się o 9. Wczoraj po powrocie z Piranu kupiliśmy od naszych gospodarzy pyszne, białe wino. W okolicach Dekani mają swoje poletka z uprawą winorośli. Winko sączone po tak udanym dniu smakowało przednio. Bardzo zadomowiliśmy się w Dekani. Dopiero wieczorem mamy okazję tak naprawdę nacieszyć się naszym mieszkaniem.
Po śniadaniu Mąż obmyśla trasę i szuka ewentualnych parkingów. Trochę nas martwi czy uda się znaleźć wolne miejsce. W tym czasie dzieci bawią się z wnuczkiem naszej gospodyni.
Po zapakowaniu niezbędnych rzeczy wyruszamy. Dzień jest pochmurny, rano nawet kropiło. Za to jest bardzo ciepło i duszno.
Niesamowity jest ten przeskok. Kilka minut i inne państwo, otoczenie, mentalność. Na drodze od razu wyczuwa się wielką nerwowość. Korek w Trieście się wzmaga. Stoimy w oparach spalin, samochody trąbią na siebie. Zaczynam się denerwować czy zaraz nie będzie jakiejś stłuczki i… bach! Tuż obok nas osobówka przeciska się obok tira. Tir wychodzi z tego bez uszczerbku, ale dziewczyna kierująca osobówką, wyda trochę pieniędzy u blacharza. Tak się bidula spieszy, że czym prędzej ucieka. Taka jazda to ogromny stres. W końcu docieramy na wielki parking, na którym wszystkie miejsca są zajęte. Zaczynamy okrążanie i liczymy na fart, że któryś z samochodów odjedzie. W końcu udaje się.
Tu parkujemy. Przy parkomatach kolejni podróżni egzekwujący od maszyny bilecikZostaję z dziećmi w aucie, a Mąż idzie pobrać bilecik i zapłacić. Długo nie wraca i zaczynam się niepokoić. Okazuje się, że jest jakaś awaria. Automat pożera pieniądze, ale nie wydaje biletów. Gdy wreszcie maszyna wypluwa bilet jest już kilka osób, które tak samo wrzuciły pieniądze i teraz pytanie, komu należy się bilet. Na szczęście sprawę rozstrzyga uliczny handlarz, który oświadcza, że bilet należy się nam, bo Mąż jako pierwszy wrzucił pieniądze.
Początek niezbyt dobry. Oby dalej było lepiej. Zostawiamy samochód i wyruszamy na spacer.
Triest leży w północnych Włoszech, nad Zatoką Triesteńską. Istniał już w czasach antycznych. Stał się najważniejszym portem Adriatyku dzięki przywilejom handlowym nadanym przez cesarzową Marię Teresę. Przywożono tu m.in. z krain zamorskich kawę. Na miejscu ziarna były prażone, m.in. przez Hausbrandta. Z czasem w Trieście powstały też inne palarnie kawy i do dziś jest to jeden z ważniejszych kawowych adresów. Kawę naprawdę czuć w całym mieście, począwszy od kawiarenek, skończywszy na owych palarniach zlokalizowanych gdzieś na obrzeżach (gdy opuszczaliśmy Triest żegnał nas zapach kawy).
Kierujemy się na główny plac, czyli
Piazza dell’Unita d’Italia.
Robi on ogromne wrażenie ze względu na otaczające go wspaniałe neogotyckie pałace.
Stajemy przed zbudowanym w 1707 r.
Palazzo del Comune, pełniącym dziś rolę miejskiego ratusza.
Na placu mnóstwo ludzi, głównie turystów, ale też i mieszkańców, na czele z niezwykle eleganckimi i zadbanymi starszymi paniami. Nie mogłam się oprzeć, by jednej z nich nie zrobić zdjęcia. Oprócz ładnej fryzury, zadbanych, pomalowanych na czerwono paznokci, Włoszka była doskonale ubrana. Szyku dopełniały dodatki – elegancka apaszka, modne okulary czy świetna torba.
Od głównego placu odchodzi mnóstwo uliczek, którymi teraz postanawiamy pospacerować. Wokół jest pełno kawiarenek, sklepów.
Po chwili wychodzimy na kolejny plac...
...by po kilkuset metrach ponownie spacerować tam, gdzie oczy nas poniosą i chłonąć atmosferę Triestu. Bardzo mi się tu podoba.
W pewnym momencie wychodzimy na
Canale Grande, a ja doznaję uczucia déjà vu i przenoszę się do Wenecji.
Po chwili wracam z powrotem na triesteńską ziemię.
Duszny dzień sprawia, że potrzebujemy odpoczynku. Kierujemy się wzdłuż Canale Grande i zatrzymujemy
na placu przy kościele świętego Antoniego Cudotwórcy, który stanowi zakończenie kanału.
Przy tym samym placu stoją stragany z owocami a naprzeciwko nas znajduje się
serbsko-ortodoksyjny kościół św. Spirydona.
Oto cały urok Triestu, a o wpływie różnych kultur świadczy tu właśnie owa różnorodność świątyń znajdujących się tuż obok siebie.
Po krótkim odpoczynku, ruszamy dalej. Ponownie chłoniemy widoki włoskich ulic, a przy okazji zachwycamy się architekturą potężnych kamienic.