c.d.Tymczasem zaszywamy się w stare uliczki. Są kamienne, wąskie. Mnóstwo tu małych sklepików, galerii, kawiarenek.
Uwagę zwracają ciekawe akcenty, jak ubranko dla kosza na śmieci (tuż obok znajdował się sklepik z włóczkami, kordonkami i wszelkimi tego typu akcesoriami).
Koper kryje mnóstwo urokliwych obiektów i zaułków.
W mieście dba się nie tylko o ucztę dla ciała, ale i dla ducha, stąd duża ilość księgarni, książkowych ulicznych wyprzedaży, czy akcji czytelniczych przy samym nabrzeżu. Brawo!
Wędrujemy, gdzie nas oczy poniosą, dlatego tym bardziej cieszy nas, gdy niespodziewane trafimy na przykład na tak uroczą fontannę.
To
plac France Prešerena (Prešerenov Trg). Patron placu to jeden z najwybitniejszych poetów słoweńskich, autor hymnu tego kraju (
Zdravljica). Fontanna, a właściwie
studnia jest w kształcie mostu weneckiego i pochodzi z 1422 roku.
To zdjęcie dobrze oddaje charakter Kopru, a więc miasto nowoczesne, przemysłowe z wysokimi biurowcami w połączeniu z zabytkowym centrum, które zachowało swój średniowieczny charakter.
I jeszcze rzut oka na jedną z uliczek.
Idziemy teraz w stronę nabrzeża i promenady. Sporo tu charakterystycznych fontann, które spotykamy jeszcze w innych miejscach.
Tymczasem chwilę odpoczywamy w zacienionym miejscu. Dzieci szaleją na placu zabaw, a ja spoglądam na dwie panie zatopione w lekturze. Piękny widok
Nadmorska promenada w Koprze jest bardzo ładna i zadbana.
Stoją tu charakterystyczne ławki oraz wykute w kamieniu różne stworki, które szczególnie cieszą dzieci.
Z tego miejsca promenady świetnie widać trasę wiodącą wzdłuż słoweńskiego wybrzeża.
Mamy ochotę na lody, dlatego ruszamy na ich poszukiwanie. Odnajdujemy ładny placyk z domem w stylu gotyku weneckiego. To
Carpacciova kuća, czyli
dom weneckiego mistrza malarstwa Vittore Carpaccio. Na placu znajduje się jeszcze charakterystyczna
kolumna św. Justyny z 1571 r., postawiona na pamiątkę bitwy pod Lepanto.
W całym Koprze bardzo wiele jest weneckich akcentów.
Aby na chwilę skryć się w cieniu, wchodzimy pod kolumny
dawnego magazynu soli.
I znów zaszywamy się w wąskie uliczki.
W kawiarence przy jednej z uliczek zatrzymujemy się na kawę i lampkę wina. Schłodzone smakuje wybornie w ten upalny dzień. Chwilę później kupujemy też lody i idziemy zjeść je na plac Tity, aby jeszcze przez chwilę poprzyglądać się tutejszej zabudowie. Siadamy pod murem Armerii, czyli dawnego magazynu broni (znajduje się naprzeciwko katedry NMP).
Lody dobre, ale konsumpcję i w pełni delektowanie się chwilą uniemożliwiają mi gołębie, które kręcą się przy nas. Obsesyjnie boję się ptaków więc na placach z gołębiami przeżywam za każdym razem traumę.
Fajnie spędziliśmy czas w Koprze, ale pora ruszać dalej, bo przed nami jeszcze jeden punkt programu. Kierując się w stronę parkingu, zatrzymujemy się na chwilę przy sklepie zoologicznym, bo ten stwór niesamowicie zafascynował nasze dzieci.
Ponieważ samochód stoi na parkingu w pobliżu portu, przy okazji popatrzymy na ogromne kontenerowce. Wchodzimy na specjalny taras widokowy (a właściwie wjeżdżamy tu windą, która jest świetnym udogodnieniem). Widać, że jest to niedawno wyremontowane miejsce.
Jesteśmy oczarowani ogromem portu. Przed nami ładuje się kontenerowiec należący do jednego z największych operatorów kontenerowych, czyli duński Maersk.
Do parkingu prowadzi przyjemna trasa.
Po drodze mijamy nowoczesny hotel i spa ulokowane w zabytkowym budynku.
Opuszczamy Koper i udajemy się do pobliskiej Izoli. Do pokonania mamy niecałe 9 kilometrów, ale trochę trwa, nim wydostajemy się z tłocznego Kopru.
c.d.n.