Dzień 16
9 lipca 2018 r. (poniedziałek)
Do chorwackiego Zakopanego 620 – kilometrowy skokBudzę się w dobrym nastroju, pomimo, że dziś opuszczamy piękny Półwysep. Walizki mamy spakowane, pozostaje je tylko wynieść i pozbierać jeszcze jakieś drobiazgi. Dzięki temu, że z pakowaniem uporaliśmy się w nocy, z rana mam jeszcze dla siebie chwilkę. Idę zatem po raz ostatni w tym roku popatrzeć na śródziemnomorską przyrodę, pożegnać się z morzem. Owo pożegnanie ma wymiar symboliczny, nie poprzez kąpiel, a jedynie zanurzenie dłoni. Na zdjęciu wygląda to, jakbym macała kamienie
Siedzę, dumam i jakoś tak z tego wszystkiego zaczynam pociągać nosem, a i jakaś zagubiona łezka pojawia się na moim policzku. Kto z Was tak ma?
Wracam do mieszkania, gdzie moi najbliżsi już w ferworze przedśniadaniowym. Po niedługim czasie definitywnie zamykamy drzwi, żegnamy się z Gospodarzami i ich przesympatyczną wnuczką i uroczym pieskiem.
Jeszcze na Półwyspie zatrzymujemy się przy jednym z tutejszych sklepików-piwniczek, by zakupić wino.
Spoglądam na krajobrazy i już zazdroszczę tym, którzy dopiero tu jadą.
Niestety jeszcze na Pelješcu naszego Synka dopada choroba lokomocyjna. Mamy zatem przymusowy przystanek. Sytuacja uspokaja się, gdy mijamy Ston i Jadranką kierujemy się ku autostradzie.
W Neum tankujemy...
... a w dolinie rzeki Neretwy zatrzymujemy się przy jednym z bajecznie kolorowych straganów, by ostatecznie wyzbyć się gotówki. Och, ileż my tu cudownych smaków kupujemy, zarówno w formie płynnej, jak i bardziej zwartej.
Ruch na autostradzie niewielki.
W sumie do pokonania mamy dziś około 620 kilometrów.
Wreszcie jest i on – tunel Sveti Rok. W drodze powrotnej nie robi już takiego wrażenie, jak na początku podróży... Ale i tak go uwielbiamy
Po drodze robimy krótkie przystanki i około 19 jesteśmy w
Zagrzebiu.
Przed zarezerwowanym mieszkaniem czeka już na nas właściciel – miły starszy pan o polskich korzeniach, który oprowadza nas po przepięknym apartamencie w starej kamienicy, po czym odchodzi, a my po szybkim odświeżeniu wyruszamy na wieczorny spacer po bardzo przez nas lubianej stolicy.
Z miejsca, w którym nocujemy mamy bardzo blisko do ścisłego centrum.
Po kilku minutach spaceru ładnymi uliczkami, jesteśmy już na placu przed katedrą Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Zagrzebiu. Zachwycamy się jej architekturą, szczegółami zdobniczymi, figurami.
Bardzo lubię Zagrzeb i z przyjemnością spędzam tu każdą chwilę. Nazwa miasta, według jednej z teorii, mówi, że pochodzi od chorwackiego słowa zagrebsti, co oznacza zakopać. Stąd też można przyjąć, że Zagrzeb, to po polsku Zakopane.
(tomekwgurach Ty to masz fajnie!)Kierujemy się w stronę centralnego placu miasta - Placu bana Josipa Jelačicia.
W Zagrzebiu nie sposób zapomnieć, że trwają piłkarskie rozgrywki.
Podpatruję, co też Chorwaci aktualnie czytają. Część tytułów pokrywa się z polskimi wyborami czytelniczymi.
Spoglądamy na zagrebačką kolejkę skracającą drogę do górnej część miasta.
My jednak mamy ochotę odtworzyć trasę naszych poprzednich spacerów po Zagrzebiu. Tym sposobem trafiamy na miejsce, którego nie widzieliśmy poprzednim razem, a to oznacza, że wkraczamy w podziemny świat Zagrzebia.
Mowa o 350-metrowym
tunelu Grič, znajdującym się pod samą starówką. Zbudowany został w czasach II wojny światowej w celu ochrony mieszkańców. Przydał się też zapewne w czasie wojny bałkańskiej w latach 90. Dziś jest jedną z ciekawych atrakcji turystycznych. Biegnie pomiędzy ulicami Radićeva i Mesnička, rozgałęziając się po drodze w stronę głównej ulicy handlowej Zagrzebia, Ilicy. Tunel, oprócz tego, że można nim sobie skrócić drogę, to jeszcze daje możliwość kontaktu ze sztuką, gdyż pełni funkcje wystawowe. Wystawa, którą akurat my oglądaliśmy wpisana była w klimat tego miejsca – była bardzo mroczna. Składała się z dziwnych instalacji, militariów i postaci bohaterów w futurystycznych strojach.
Ogólnie tunel bardzo działa na wyobraźnię. Akurat, gdy my nim przechodziliśmy, było niemalże pusto.
Wyobraźcie sobie, że idziecie sami (a jeszcze lepiej same), jest wieczorowa pora, panuje chłód, mrok, gdzieniegdzie słychać uderzającą o kałużę kroplę wody. Nagle z jednego z odgałęzień tunelu wychodzi ktoś, kto do tej pory się tam ukrywał. Nie widzicie kto to, ale czujecie, że jest coraz bliżej was. Intuicja podpowiada wam, że coś jest nie tak, czujecie niepokój. Boicie się odwrócić. Odgłos solidnych męskich butów uderzających o beton po każdym dynamicznym kroku nieznajomego jest nie do zniesienia. Jest już tak blisko, że niemal czujecie jego oddech na swoim ramieniu. Pierwsza myśl to ucieczka. Macie wybór – biec przed siebie w niekończącą się otchłań, lub skręcić w któreś z bocznych odnóg tunelu, ryzykując, że to ślepy zaułek. Oddychacie szybko, zbyt szybko. Boicie się. On to z pewnością już wie. Podnieca go wasz strach i panika. Nagle, w akcie desperacji, postanawiacie zerknąć swojemu oprawcy w twarz. Spinacie wszystkie mięśnie i gwałtownie się odwracacie. Mina stróża pilnującego porządku w tunelu – bezcenna, choć kto wie czy to nie kamuflaż.
Właśnie tego typu historie towarzyszyły mi podczas przepraw przez tunel. Sama w życiu bym tędy nie przeszła o tej porze.
Jak to dobrze być już na powierzchni i zatopić się w tłum i przytulne uliczki, gdzie pełno klimatycznych knajpek i grajków dających koncert w oknie na piętrze.
Tego koncertu możecie przez chwilkę posłuchać tutaj, na Instagramie Marcina Mellera:
https://www.instagram.com/p/BlC4FbiD57l/No właśnie, Mellerowie z dziećmi byli w Zagrzebiu w tym samym czasie co my. Stałam akurat przy jednej z zagrebačkich witryn księgarskich, gdy obok mnie pojawił się jakiś facet i podobnie jak ja czytał tytuły i fotografował książkową ekspozycję. Pomyślałam sobie, że więcej jest podobnych mi książkowych wariatów
Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że to MM. Później w swoich felietonach opisywał jedne z piękniejszych rodzinnych wakacji nad Jadranem.
Zrobiło się już późno. Pora kończyć nocny spacer. Kierujemy się w stronę naszego mieszkania, ale jeszcze po drodze kilka miłych akcentów, jak np. pisanice.
Mijamy też kościół św. Marii z charakterystycznym, ślubnym graffiti.
Niektóre miejsca świecą już pustkami.
Jesteśmy bardzo zadowoleni, że kolejny raz odwiedziliśmy Zagrzeb. Zmęczenie daje się nam we znaki, dlatego w mieszkaniu błyskawicznie zasypiamy, by zregenerować siły na jutrzejszą podróż.