MALI STON leży nad Malostonskim kanałem, a od Stonu oddziela go wzgórze Pozvizd. Osada powstała dwa lata później niż Ston, w 1335 r.
Jak już wspominałam, miejscowość ta również otoczona jest murami obronnymi. Spacer nimi jest bezpłatny.
Wędrujemy sobie zatem podziwiając tę o wiele cichszą i spokojniejszą od Stonu miejscowość.
To leniwe piątkowe popołudnie sprzyja drzemce kocich mieszkańców osady.
Mamy do pokonania trochę schodów, ale wierzcie mi, żadne schody nie dają mi tyle radości, jak te w Chorwacji.
Rozglądamy się za jakąś knajpką, ale po małym rekonesansie postanawiamy wrócić do Stonu i zjeść w którejś z knajpek w jednej z uroczych uliczek, z widokiem na okoliczne wzgórza.
Gdy już znajdujemy odpowiedni lokal, postanawiam (moi towarzysze pozostają ostrożni w kwestii kulinariów) skosztować tutejszego dobra, czyli ostrygę. Uwielbiam owoce morza, ale akurat tych skorupiaków nie miałam jeszcze okazji próbować. A okoliczności ku temu są wyśmienite, gdyż okolice Stonu (dokładnie Malostonski kanał) słyną z hodowli zarówno małży, jak i ostryg. Kanał, w którym się je hoduje oddziela Pejlešac od lądu, a wody są tutaj spokojne i bardziej zasolone niż na otwartym morzu, co sprzyja hodowli. Łatwo poznać to miejsce po charakterystycznych bojach na powierzchni wody, do których doczepione są sznury, na których żyją ostrygi.
Czekanie na przystawkę i dania główne umila nam koci towarzysz.
Wreszcie jest – piękna ostryga, pytanie teraz czy dobra.
Mąż i dzieci sceptycznie patrzą na moją potrawę. Starsza kelnerka, która nas obsługuje też z ciekawością zerka, czy się odważę. A że do odważnych świat należy, zatem kilka kropli soku z cytryny i ołłłjeeeeeee!!! To jest naprawdę pyszne! Moi bliscy są pod wielkim wrażeniem mojej konsumpcji, a Synek postanawia zabrać ładną muszlę na pamiątkę.
To nie koniec kulinarnych zaskoczeń dla mojej rodziny. O ile mąż i dzieci zamawiają tradycyjny wakacyjny chorwacki posiłek, a więc grillowane mięsa i ćevapčići, ja idę dziś na całość i właśnie przede mną pojawia się duży talerz, a na nim crni rižot.
To danie również jest fenomenalne, choć miny moich współbiesiadników są co najmniej sceptyczne.
Wspaniale mija nam ten dzień, jednak chylące się ku zachodowi słońce, to wyraźny sygnał, że jeszcze mamy do pokonania 60-kilometrowy odcinek z niezłymi serpentynami, dlatego pora żegnać się z pięknym Stonem.
W drodze powrotnej dzieci zasypiają już po kilku kilometrach, a my korzystając z tej błogiej ciszy, zatrzymujemy się w
Drače, gdzie na chwilę przysiadamy nad morzem i napawamy jego pięknem i potęgą.
Po stonskim posiłku strasznie chce nam się pić, na szczęście mamy zapas wody, która właśnie teraz tak cudownie smakuje!
Po niedługim czasie docieramy do Orebića, ale nie jedziemy jeszcze do mieszkania, gdyż dziś w naszej miejscowości ma się odbyć pokaz tradycyjnego tańca. Czekamy pośród niezliczonych tłumów turystów. Pokaz trwa bardzo krótko, do tego nocna pora i tłumy, powodują, że nie udaje mi się zrobić dobrego zdjęcia.
Wracamy zatem do mieszkania, gdzie po uśpieniu dzieci zasiadamy na naszym tarasie i spędzamy przyjemny czas na rozmowach, klikaniu, czytaniu, piciu wina itp.
c.d.n.