Dzień 1
24 czerwca 2018 r. (niedziela)
Trasa na południe i zwiedzanie MikulovaTegoroczny wyjazd rozpoczynamy stosunkowo późno, a to ze względu na zakończenie roku w przedszkolu, z którym w tym roku żegnał się nasz Synek.
Dzień wyjazdu poprzedziło, tradycyjnie już, dogłębne sprawdzanie samochodu, kupowanie ubezpieczeń, przygotowywanie prowiantu itp., itd. Wyjazdowa norma.
Miałam nadzieję, że uda się wystartować o 6 rano, jednak i tym razem na nadziejach się skończyło. Wyruszamy zatem o 7:30 i mamy do pokonania 650 kilometrów, gdyż pierwszy wakacyjny nocleg zaplanowaliśmy w Mikulovie.
Pogodę mamy całkiem przyjemną, choć im dalej od domu, tym niebo zaczyna zasnuwać coraz więcej chmur.
Wreszcie w okolicach Częstochowy zaczyna padać, a nad nami tworzy się szare kłębowisko deszczowych chmur.
Granicę przekraczamy w Gorzyczkach o 12:20. Po drodze oczywiście kilka przystanków, zakup winiet itd. O rozprostowaniu nóg nie ma zbytnio mowy, bo w Czechach już nie tyle pada, co leje tak, że świata nie widać.
W Mikulovie, który zawsze chciałam zobaczyć, jesteśmy o 15:30. Co ważne, deszcz przestaje padać, a nawet pojawia się szansa na większe przejaśnienia. Czeski Mikulov, a właściwie jego największą atrakcję, czyli zamek, znałam dotąd jedynie zza szyb autokaru lub samochodu.
Miejscowość ta zawsze dobrze mi się kojarzyła, bo za czasów wyjazdów autokarowych zawsze zatrzymywaliśmy się tu w tzw. sklepie wolnocłowym, gdzie obowiązkowo kupowaliśmy zapas ulubionych słodyczy.
Tym razem, choć jest już popołudnie, liczę na przyjemny spacer po miasteczku. Tymczasem jesteśmy pod naszym pensjonatem i po skomunikowaniu się z właścicielką, czekamy na jej przyjazd. Tyle naczytałam się o wrednych Czechach, ale na szczęście za każdym razem trafiamy bardzo dobrze. Tak jest i tym razem. Przyjeżdża miła, młoda dziewczyna, która pokazuje nam nasz pokój z aneksem kuchennym. Nie mamy żadnych zastrzeżeń. Dla mnie najważniejsze, żeby było czysto. A tu tak jest. Do tego mamy fantastyczne łóżko z cudowną pościelą. No i telewizor, bo dziś mecz – grają nasi – wiecie Mistrzostwa Świata
Telewizor działa, jest nawet Internet. Na pierwszy ogień odpalamy mój videoblog Ex Libris
https://www.youtube.com/channel/UCxnfjI ... 6a_xTlYIZQ.
Wszystko działa, zatem mecz też będzie można obejrzeć.
Tymczasem zjadamy coś szybko i wyruszamy na
spacer po Mikulovie. Nasz pensjonat znajduje się nieco na obrzeżach. Stojąc na uliczce przed obiektem widzimy mikulovski zamek oraz Święty Pagórek (czes. Svatý kopeček). Do centrum podjeżdżamy samochodem, który zostawiamy na płatnym parkingu u podnóża zamku. Roztacza się stąd ładny widok na zadbane kamieniczki i majestatyczny kasztel.
Pierwsze kroki kierujemy w stronę
rynku, gdzie pyszni się
barokowa kolumna Świętej Trójcy, nazywana też
Morową Kolumną, ustawiona tu po epidemii. Przyglądamy się jej zdobieniom i figurom zastygłym w dramatycznych pozach.
Na rynkowym placu znajduje się też
fontanna z rzeźbą nimfy Pomony z rogiem obfitości. To tutaj wrzucamy pieniążek na szczęście oraz by jeszcze kiedyś tu wrócić, po czym ruszamy dalej.
Przy jednej z kamienic znajdujemy
bookcrossingową półkę, która niezwykle raduje moje serce, choć zaopatrzona jest ubogo. A może po prostu wszystko, co się na niej pojawi od razu znika? Wszak Czesi to naród, który przoduje w czytelnictwie.
Będąc na rynku nie sposób nie zwrócić uwagi na przepiękną
Kamienicę pod Rycerzami, zdobioną renesansowymi dekoracjami sgraffitowymi (technika ta polega na nakładaniu kolejnych, kolorowych warstw tynku lub kolorowych glin i na zeskrobywaniu fragmentów warstw wierzchnich w czasie, kiedy jeszcze się nie utwardziły. Poprzez odsłanianie warstw wcześniej nałożonych powstaje dwu- lub wielobarwny wzór).
Bardzo nam się tu podoba i ogarnia nas niesamowita euforia, że to początek naszej wyprawy, a już tak udany i bogaty w doznania estetyczne. Co do tych ostatnich, za chwilę przekonamy się, że Mikulov to istna perełka.