Dzień 8
1 lipca 2018 r. (niedziela)
Leniwa wakacyjna niedzielaTo będzie krótki odcinek. Mamy jeszcze potrzebę poodpoczywać na miejscu, dlatego plan na dziś to plażowanie, wodne zabawy i spacery po Orebiću.
Dziś pierwszy dzień lipca. Moi kochani śpią w najlepsze, a ja po cichu szykuję się, by spełnić wakacyjny rytuał, czyli samotne wyjście, by w spokoju nacieszyć się tak wytęsknionymi miejscami. Słońce grzeje już dosyć mocno, zapowiada się upalny dzień. Na ulicach jeszcze niewiele osób. Ruch na głównej szosie też umiarkowany. Podążam w stronę morza uliczką Kralja Zvonimira.
Uliczka na wprost to ta, przy której mieszkamyDookoła cisza, spokój i piękne zapachy pinii i kwitnących oleandrów.
Siedzę sobie na skałce, a buzia sama mi się śmieje, opóźniam moment powrotu, czytam jeszcze kilka stron książki. Mam nawet stosowny do chwili fragment:
W końcu uznaję, że czas wracać. Wstępuję do piekarni Antunović po pyszny chleb i bułki oraz słodkie wypieki, które zabierzemy na plażę. Obok jest stragan z owocami. Wszystko takie dorodne, kolorowe. Nagrzane słońcem owoce i warzywa kuszą smakami.
Figi i morele umilą nam pobyt na plaży, natomiast pomidory i czosnek to podstawowe składniki wakacyjnych obiadów.
Po śniadaniu ruszamy na plażę. Dzieci chcą jak najszybciej zanurzyć się w wodzie, dlatego pomimo obłożenia, wybieramy Trstenicę. Piękna trasa prowadzi na tę plażę.
Plażujemy około 3 godzin, po czym wracamy, zjadamy obiad i wyruszamy na popołudniowo wieczorny spacer. Początkowo kierujemy się główną ulicą Orebića (Bana Josipa Jelačića), przy której są sklepy, bary, stragany i apartmany.
Po pewnym czasie wolimy jednak zaszyć się w którąś z cichych uliczek schodzących ku morzu. Tutaj przynajmniej odnaleźć można TAKIE okazy bugenwilli:
Są też inne urocze rośliny, wśród których ten kwiatek.
Z sentymentu hoduję go również latem na balkonie. Nigdy nie osiąga takich rozmiarów i kolorów, jak w Chorwacji...
Nie sposób nie zwrócić uwagi na kolejne piękne kapitańskie rezydencje, z których większość ma na bramie wejściowej umieszczone inicjały właścicieli, oraz datę powstania.
Plan tego popołudniowego spaceru zakładał, że dojdziemy do klasztoru franciszkanów. Zbyt długo jednak guzdraliśmy się z wyjściem, a potem z robieniem po drodze zdjęć i zrobiło się zwyczajnie za późno. O tej porze nie wyszłyby też fajne zdjęcia. Dochodzimy zatem do tego rozwidlenia dróg...
... a potem schodzimy nad morze, bo słońce chyli się właśnie ku zachodowi. Na Korčulę odpływa jeszcze jeden tego dnia prom.
Bary zapełniają się kibicami, wszak dziś mecz Chorwacja-Dania.
Też przystajemy popatrzeć. Emocje udzielają się wszystkim kibicom. Radości nie ma końca, Chorwaci, po rzutach karnych, wchodzą do półfinału.
Przy „naszym” zejściu do morza, obok mojego ulubionego opuszczonego hotelu, siedzimy jeszcze chwilkę. Dzieci bawią się znalezionymi szyszkami i suszonymi figami. Jest tak przyjemnie i beztrosko...
Ale jutro już bardziej aktywnie spędzimy dzień!