Forum przeglądam dość często, uwielbiam relacje z podróży, które są pomocne przy układaniu swoich planów wczasowych. Dlatego zdecydowałem się umieścić tu relację by polecić miejsce gdzie spędziliśmy cudowne wakacje. Trochę wybrane przypadkiem bo miało być coś innego, później nie miało być żadnych wczasów aż w końcu musieliśmy się zdecydować się coś w miarę niedrogiego i bliskiego. Pomocny okazał się internet i polecany przez znajomych kraj. No to jedziemy ….
20.07-30.07.2014
Miejscowość: Ribcev Laz
Region: Alpy Julijskie
Kraj: Słowenia
Wyjechaliśmy o godz. 4.15 z południowej Polski, przejechanie 770 km zajęło nam 9 godzin. Niespodzianek nie było, wczesny wyjazd niedzielny gwarantuje puste drogi przez pierwsze ok. 200-300 km. W czasie jazdy mieliśmy 3 przerwy, 2 planowane i 1 z powodu bólu brzucha dziecka. Na szczęście świetne parkingi przy autostradzie w Austrii zdały egzamin, było gdzie z dzieckiem pospacerować, odwiedzić WC (bezpłatne, w odróżnieniu od WC na stacjach benzynowych). Jechaliśmy we wspaniałej pogodzie i taka też pogoda zastała nas na miejscu.
Dzień 1 - Przyjazd
Mieszkanie mieliśmy bardzo ładne i czyste, bardzo komfortowe. Pani codziennie odkurzała pokój i wynosiła śmieci (nawet nam pościeliła łóżka na swój sposób, widać ten nasz polski nie był tam akceptowany . Ludzie bardzo mili. Opowiadali chętnie co gdzie zobaczyć (nie wiedzieli, że dobrze się do tego wyjazdu przygotowaliśmy).
Zaraz po przyjeździe i zjedzeniu pierogów (zabranych z domu, jak resztę jedzenia) wybraliśmy się nad jeziorko korzystając z ładnej pogody (od jutra miało być pogorszenie). Pomoczyliśmy się w wodzie, poleżeliśmy i podziwialiśmy piękne widoki gór na tle jeziora. Idealny odpoczynek po męczącej trasie. Był to jedyny dzień na kapanie się w jeziorze. W kolejne dni woda była znacznie chłodniejsza.
Pospacerowaliśmy też chwilkę po wiosce, zjedliśmy lody a później wykończeni poszliśmy spać. Od następnego dnia rozpoczęliśmy zwiedzanie zaplanowanych atrakcji. Żadnych odkryć nie było, zwiedzaliśmy zaplanowane miejsce uwzględniając naszą kondycję i 6 latka na karku. Wykluczyliśmy więc z naszych wycieczek trasy górskie. Niestety.
Odnośnie jedzenia to w restauracjach ze względów oszczędnościowych jedliśmy tylko 2 razy, w Piranie i na koniec w restauracji w pobliskiej wsi Studor polecanej przez właścicieli kwatery w której mieszkaliśmy. W knajpkach tych decydowaliśmy się na jedzenie lokalnych specjałów. W sklepach spożywczych było trochę drożej niż w polskich miejscowościach turystycznych i nieznacznie taniej niż w Chorwacji. Kupowaliśmy podstawowe rzeczy, pieczywo, napoje, jogurty itp. No i codziennie lody. Gałka kosztowała 1 euro ale nabierana łopatką wyglądała jak 2 polskie gałki.
Dzień 2
WĄWÓZ VINTGAR:
Pierwszą wycieczką był prześliczny wąwóz Vintgar do którego jechaliśmy 37 km w sporej części przez bardzo wąskie drogi. W niektórych miejscach przejazd był na styk na jeden samochód a my czuliśmy się jakbyśmy wjeżdżali komuś na podwórko. Wąwóz ma długość 1600 m, jego dnem płynie rzeka Radovna a trasa przebiega wieloma drewnianymi mostkami i galeryjkami. Trasa wiedzie nad spienioną wodą i huczącymi wodospadami, basenami i kaskadami. Wąwóz otoczony jest wysokimi ścianami skalnym. Na końcu wąwozu znajduje się wysoki i piękny wodospad Šum. Przejście całości zajęło nam ok 1,5 godziny, przed wodospadem było miejsce na wypoczynek i drugie śniadanie. Pogoda pochmurna i chłodna, idealna na taki wypad.
RADOVLJICA:
Później po drodze odwiedziliśmy starą część miasteczka Radovlijca. Przepiękne wąskie uliczki z malowidłami na domach i dobrymi lodami w kawiarni
Stare miasto to jedna ulica - Linhartov Trg (Na Linhartov Trg znajduje się pomnik znanego dramatopisarza słoweńskiego Antona Tomaža Linharta – stąd nazwa ulicy). Wzdłuż tej ulicy położone są domy, a jeden jest piękniejszy od drugiego. Historyczny wygląd tych domów z ciekawymi malowidłami są ozdobą tej historycznej miejscowości. Na końcu tej starej uliczki znajduje się przepiękny plac otoczony drzewami na Kościól Św. Piotra. Nieco dalej jest punkt widokowy na pobliskie góry Karawanki w których wydrążono 7 kilometrowy tunel Karawankel na granicy Austrii i Słowenii. 2 godzinny pobyt w tej miejscowości wystarczył by nas zachwycić.
Po zjedzeniu obiadokolacji w domu odpoczywaliśmy bo pogoda nie pozwoliła na coś innego (padało). W ogóle pogoda to bardzo ciekawy wątek do opowiadania. Przez niemal cały pobyt odczuwaliśmy komfort termiczny. Było ciepło lub bardzo ciepło (20-25 stopni), deszcze przelotne po których wychodziło słońce. Padało niemal codziennie ale poza jednym dniem były to tylko opady przelotne, nie zmieniające pogody. Po opadzie nadal było przyjemnie. Co ciekawe potwierdziło się to, że w górach pogoda jest nieprzewidywalna. Sprawdzaliśmy na bieżąco prognozy w internecie na słoweńskich stronach by dobrze zaplanować wycieczki ale przeważnie te prognozy się nie sprawdzały. Na szczęście, bo zwykle straszyły nas ciągłymi opadami. Z reguły wystarczały długie spodnie i krótki rękaw (a bluzy zawsze przy sobie w pogotowiu) ale np. na Voglu czy przy wodospadzie było chłodno.
Po drugim dniu możemy z całym przekonaniem powiedzieć, że Słowenia jest piękna.
Dzień 3
SAVICA:
Kolejny dzień w przepięknych miejscach. Najpierw wspięliśmy się na wodospad Savica. To największy wodospad Słowenii (78m), daje początek najdłuższej rzece Słowenii – Savica. Wchodzi się na niego ok. 45 minut po betonowych stopniach, oglądając wokół większe i mniejsze kamienne głazy. Sam wodospad to ogromne wrażenie, huk, bryza pryskająca na znaczne odległości. Można do niego podejść tylko do pewnego miejsca, dalej jest furtka i płotek. Wodospad prezentuje się bardzo imponująco. Dojazd autem znów ciekawy, serpentyny tak wąziutkie, że 2 auta mają problem by się wyminąć.
VOGEL
Później wjechaliśmy wagonikiem (tzw. Cable Cars) na góre Vogel (Vogel – szczyt o wysokości 1922 w południowo-wschodniej części Alp Julijskich w Słowenii, w granicach Triglavskiego Parku Narodowego). Jest znany przede wszystkim z ośrodka narciarskiego. Wagoniki mają pojemność ok. 80 osób, wjazd zajmuje ok 15 minut w czasie których można przez szybę obejrzeć z ogromnej wysokości jezioro Bohinj i okoliczne góry.
Po wjechaniu przeszliśmy się na "zadni Vogel" (trasa ok. godziny), podziwialiśmy piękne widoki i wróciliśmy do domku. Niestety po raz kolejny doświadczyliśmy tego, że z 6-latkiem nie wchodzi się w góry. Trasa która wybraliśmy była max tego co mogliśmy z nim osiągnąć. Połowa drogi to płacz, marudzenie i tylko sztuczki typu „już tylko za ten zakręt” pozwoliły jakoś tę skromną wyprawę ukończyć.
Po obiedzie poszliśmy na lody i nakarmić kaczki (przebój tego wyjazdu. Stary chleb i dziecko mieliśmy z głowy na godzinę po czym złapał nas deszcz i uciekliśmy do mieszkania.
Dzień 4
BLED
Wykorzystując piękną pogodę pojechaliśmy do pobliskiego Bledu. To bardzo charakterystyczna miejscowość turystycznej Słowenii, miał tu swoją rezydencję Tito a najbardziej znanymi elementami Bledu są zamek i jezioro z wysepką. Najpierw odwiedziliśmy zamek – ciekawy z pięknym dziedzińcem ale jego największą zaletą jest położenie. Wysoko ponad Bledem z pięknymi widokami z lotu ptaka. Jeśli chodzi o wysepkę to można do niej dojechać tylko łódką. Podróż trwa ok pól godziny i dopływamy do wysepki na której znajduje się kościół. Zwiedzanie trwa 30 minut i wracamy do Bledu. Po krótkim spacerku postanawiamy się wykąpać ale straszy nas deszcz i wracamy do domu.
Dzień 5
Dzień pobytu na miejscu. Weszliśmy na wzgórze Pec (godzinna wędrówka) skąd był piękny widok na jezioro. Niestety dziecka na więcej nie dało się namówić, bo chodzenie jest nudne i ciągle słyszy się "a ile jeszcze ....". Do tego obowiązkowe jezioro. Widoki gór na tle jeziora są przecudowne. Woda w jeziorze jest czyściutka, widać ryby. Może nie wszyscy to zrozumieją ale nam wystarczyło siedzenie nad jeziorkiem i patrzenie. Oczywiście syn miał inne jak na swój wiek postrzeganie i tylko łabędzie po raz kolejny nas uratowały …
A dziecku i tak na wczasach najbardziej podoba się karmienie kaczek i łabędzi oraz oglądanie kóz ....
Dzień 6
PIRAN
W szóstym dniu odbyliśmy całodniową wycieczkę nad morze, do ocenianej jako jednej z najpiękniejszych słoweńskich miejscowości, Piranu. To niemalże miasto włoskie, w historii Piran należał do republiki weneckiej co widać na każdym kroku. Całodzienna wycieczka nad morze trafiła nam się przy deszczowej pogodzie. Jechaliśmy ok 2 godz, mijaliśmy różne strefy pogodowe ale dojeżdżając nad morze pożegnaliśmy chmury. Przejechaliśmy cały kraj wzdłuż, cały odcinek autostradą. Dojechaliśmy do parkingu przy mieście z którego autobusy zawoziły turystów gratis do centrum miasteczka (to "darmowe" kiepsko brzmi gdy płaci się za parking 13,50 euro za 7 godzin - autobus zapłacony jest 2 razy . Piran jest bowiem miastem nieprzyjaznym dla samochodów, poza określonymi wyjątkami, nie można do niego wjechać autem. Oczywiście zanim trafiliśmy na przystanek autobusowy trochę czasu zajęło, przystanek znaleźliśmy wspólnymi siłami wraz ze spotkanymi Francuzami, też lekko zagubionymi.
Zwiedziliśmy mury obronne skąd był wspaniały widok na morze i miasto (miasteczko z czerwonymi dachami) i pochodziliśmy po wąziutkich uliczkach w stylu południowych Włoch. Oczywiście wykąpaliśmy się w morzu a na koniec zjedliśmy pyszny obiad (kałamarnice - przepyszne Przed samym wyjazdem przeszliśmy się na sam czubek Piranu skąd widać wybrzeże chorwackie i włoskie.
Dziś i jutro pogorszenie pogody, więc nie mamy planów a jutro prawdopodobnie Ljubljana.
Na pewno musimy dziś nakarmić kaczki i odwiedzić kózki
Dzień 7
Zanim dotarło do nas załamanie pogody, zdążyliśmy jeszcze przespacerować się do pobliskiej wsi Stara Fuzina skąd wróciliśmy wzdłuż jeziorka do naszej wioski. Po drodze zobaczyliśmy lądowisko dla lotni (za jedyne 100 euro można sobie z góry zlecieć ) co zafascynowało syna i dobrą godzinę patrzyliśmy jak ludzie lądują (skakali po dwóch, klient i instruktor). Po obiedzie zaczęło lać i dopiero później zdecydowaliśmy sie wyjść. Nie wiemy tylko co z naszą jutrzejszą wycieczką do stolicy. A po drodze jeszcze mieliśmy zahaczyć o Skofje Lokę. Tylko czy pogoda na to pozwoli ?
Dzień 8
Dzień włóczenia się po okolicy. Spacer dookoła jeziora, lody, leżenie nad jeziorkiem. Czyli takie błogie nic nierobienie.
Dzień 9
LJUBLJANA
Wycieczka się udała, niekorzystne prognozy po raz kolejny sie nie sprawdziły. Było bardzo ciepło, aż trochę za ciepło bo mieliśmy ubrane długie spodnie
Najpierw zwiedziliśmy Ljubljanę. Korzystając z orad pewnej Niemki, która mieszkała w pokoju obok, zaparkowaliśmy samochód na bezpłatnym parkingu niedaleko centrum (tylko 10 minut spacerkiem). Zwiedzanie wybraliśmy na niedzielę więc ruchu na ulicach nie było. Nie jest to zachwycająca stolica, choć spacer po długich ulicach starego miasta ma swój klimat. Rozczarowania jednak nie było, bo przygotowując się do wyjazdu znałem już opinie o tym mieście. Bylismy m.in na zamku ljublanskim, jednak zamek ten przerobiono (wyremontowano) trochę w nowym stylu i jest tam coś w stylu centrum kulturalnego z muzeami. Obojętnie jaka jest stolica, to stolicę należy odwiedzić.
Po zjedzeniu lodów pojechalismy do miejscowości Skofja Loka. To jedna z najlepiej zachowanych średniowiecznych miejscowości Słowenii, jej historia liczy 1 000 lat. Pięknie zachowane budynki z malowidłami, kosciółek czy uliczki tworzą klimat jak gdybyśmy przeniesli sie w czasie. A jednocześnie wieś podlega ciągłej renowacji, układają bruk w starym stylu.
Na deser mieliśmy powrót górską drogą zamiast powrotu na autostradę. Droga kręta jak na karuzeli, podjazdy takie, że trzeba wjeżdzać na dwójce (nie wiem jak oni zimą jeżdzą) i w pewnym momencie bylismy na wys. 1200 mnpm. Za te trudności mielismy na osłodę widok kilku miejscowści alpejskich. Przepiękne wsie, jedna ładniesza od drugiej a niektóre jak namalowane. Wszystkie miejscowości ktore zobaczyliśmy podczas tegorocznego pobytu są piękne, nie było zaniedbanych wsi.
A po powrocie i odpoczynku obowiązkowe karmienie gospodarstwa, czyli kaczek i łabędzi.
Dzień 10
Zachęceni tym co zobaczyliśmy w górach w trasie powrotnej z Ljubljany, postanowiliśmy zwiedzaliśmy dwie pobliskie miejscowości, jedną dużą (największe miasteczko w regionie Bohinj) Bohijnska Bistrica a póżniej pojechaliśmy do alpejskiej wioski Studor. Żałowałem tylko, że nie miałem kamerki samochodowej, która uchwyciłaby niesamowite górskie widoki. Pojechaliśmy tam na pożegnalną obiado-kolację do restauracji polecanej nam przez właścicieli domku w którym mieszkamy (z wyśmienitego menu wybraliśmy dziczyznę) Później ostatnie karmienie kaczek i ..... jutro rano wyjazd. Kończymy już niestety cudowne wakacje.
Dzień 11 - wyjazd
Wyjazd w katastrofalnych warunkach. Lało jak z cebra, pakując walizki do auta byłem cały mokry. Właścicielka pożegnała nas słodyczami i usiedliśmy do samochodu. Niestety lało nadal, przejechanie pierwszych ok. 200 km było ciężkim doświadczeniem. Miałem nadzieję na poprawę za Karawankeltunnel ale niestety nic się nie zmieniło. Tu nie chodziło o to że leje ale że to była ulewa jak z koszmarów – wycieraczki nie nadążały, jechaliśmy max 70-80 km/h przez cały ten okres. W końcu się rozpogodziło ale ja miałem już dosyć i zdecydowaliśmy się na pierwszą przerwę. Było ich w drodze powrotnej więcej bo i też nie spieszyliśmy się do domu W Czechach wydaliśmy resztę koron jakie zabraliśmy z domu i jeszcze tylko straszna burza w Czechach i wracamy do domu. Powrót był znacznie trudniejszy, do trudnych warunków pogodowych doszło jeszcze zatłoczenie gdyż jechaliśmy w tygodniu. Okolice Wiednia i odcinek pomiędzy Austrią i Czechami był dość uciążliwy ze względu na ciężarówki tworzące korki.
Z wyjazdu byliśmy bardzo zadowolenie, chcielibyśmy tu powrócić w przyszłości by pochodzić po górach bo w tej dziedzinie odczuwamy niedosyt. Z naszych planów nie zwiedziliśmy tylko słynnych słoweńskich jaskiń. To byłby kolejny całodzienny wypad poza góry a nam żal było ich opuszczać.
Pewnie gdyby nie znajomy, to też byśmy o takim wyjeździe nie pomyśleli. Słowenia ma bowiem niekorzystne położenie, niewiele dalej jest do przepięknej Chorwacji więc nasi rodacy Słowenię zwiedzają ale przejazdem. Polaków nie widzieliśmy wielu, spotkana Polka zafascynowana tym miejscem dziwiła się dlaczego nas tu nie ma. Było za to wielu Anglików, Włochów, Niemców i o dziwo ludzi podobnych karnacją do Hindusów.
Jeśli ktoś chciałby namiar na kwaterę to chętnie pomogę na priv