kulka53 napisał(a):Jednak zazdrościmy stawów kolanowych
Zaczęły mi wysiadać kilkanaście lat temu.
Jakieś siedem lat temu zdarzyło się, że musiałem skrócić weekendowy wypad w Beskid Wyspowy. Jak po długim dniu marszu obudziłem się rano na Jasieniu i zrobiłem pierwszych kilka kroków, już wiedziałem, że z planowanego powrotu przez Gorce - nici. W miarę jak poruszałem się z rosnącym bólem, skracałem w myślach trasę. Skończyło się na najkrótszym zejściu do Mszany i powrocie kolejnymi pociągami do domu.
Największy horror przeżyłem na samym końcu. Zejście na peron po trzech schodkach - ból niesamowity. Kuśtykam do miejsca, gdzie jest podziemne przejście pod torami i gdzie prawie wszyscy przechodzą przez tory pod tablicą "Przejście zabronione". Wiem, że nie dam rady zejść do tunelu a widzę dwóch SOKistów opartych o barierkę za torami i spoglądających w moją stronę. Człapię pod daszek ze schodami, znikając z ich pola widzenia i stoję chwilę nad pierwszym stopniem, po czym wyściubiam dyskretnie nos na zewnątrz. Poszli! Ufff... Przechodzę wolno przez tory. Mam niecałe dwa kilometry do domu, ale idę coraz wolniej - każde podniesienie jednej nogi powoduje narastający, ostry ból kolana w drugiej. Zaciskam zęby i dochodzę na jakieś 200m od domu.
Widzę przez drzwi tarasowe, jak rodzina urzęduje w domu. Przechodzą między salonem a kuchnią a ja... nie potrafię już zrobić ani kroku. Nawet lekkie uniesienie stopy ponad ziemię obciąża stawy drugiego kolana i powoduje ból nie do zniesienia. Jestem bezsilny. Czuję jak łzy zaczynają mi napływać do oczu. Łzy powodane bólem, bezradnością, wściekłością...
I stoję w tamtym miejscu po dziś dzień.
Ewentualnie, można sobie wyobrazić inne zakończenie.
W końcu docieram jakoś do chałupy i przez dłuższy czas nie mowy o żadnych górach; zwykłe poruszanie się jest dla mnie sporym wyzwaniem.
Z czasem ból powoli zanika, ale o górach mogę sobie tylko pomarzyć.
Mijają miesiące i coraz trudniej bez nich wytrzymać. Próba pójścia w góry - zakończona baaardzo szybko powracającym bólem w kolanach.
Znów przerwa. Czytam trochę na nurtujący mnie temat. Kupuję kijki, staram się stracić nieco ze swojej wagi.
Pierwsza trasa z kijkami - to grecki Olimp. Efekt taki, że kolana bolą, a na dłoniach wyskoczyły blazy (pol.: pęcherze). Ale Olimp zdobyty.
Miesiąc później turecki Kackar i Aladaglar - już lepiej się posługuję kijkami. Ból w kolanach znikomy, blazy na dłoniach mniejsze.
Alem się rozpisał...
Pozdrawiam,
Wojtek Franz