Jalovec
Jalovec (2645m) - przez wielu uważany za najpiękniejszy szczyt Alp Julijskich. Od północy prezentuje się jako imponujący blok skalny a jego stylizowana sylwetka znalazła się na odznace Planinskej Zwezy Slovenije.
O Jalovcu marzyłem już dawno, jeszcze w studenckich czasach, kiedy w którymś numerze "Taternika" ujrzałem go po raz pierwszy.
Za szybą wozu jeszcze ciemno, kiedy budzi mnie warkot parkujących samochodów i gwar ludzkich głosów. Kiedy cichną wraz z oddalającymi się krokami wyruszających w góry, udaje mi się jeszcze dodrzemać do dźwięku mojego budzika. 6:00. Wstaję, podchodzę do namiotu Franza. Pobudka! "Słoneczko wstało i śmieje się!.." Jeszcze nie wstało ale już jest dosyć jasno - niebo cudownie błękitnieje z minuty na minutę.
Żegnam Franza: pewnie się jeszcze zobaczymy? Nasze trasy mają zbliżone czasy przejścia. Pomachaj mi z Grintavca.
Ruszam; początek trasy, to podchodzenie leśnymi zakosami - ścieżka przyjemna, nie męczy. Oznakowanie dobre. Dobre?.. To dlaczego przede mną wyrasta właśnie domek myśliwski, który znajduje się na innej trasie niż moja zaplanowana? Tiaa, Franz mówił, żebym uważał na rozstajach, bo on też kiedyś nie zauważył odbicia w lewo i potem musiał nadkładać drogi do Zavetisca pod Spickom. Chwila zastanowienia. Cóż, skoro dotarłem do tego miejsca, to może spróbuję pójść inaczej. Wprawdzie w przewodniku Nowickiego ostrzegają przed tym wariantem a Franz opowiadał, że w ogóle nie widział takiej możliwości - to ja jednak decyduję się spróbować.
Już po chwili bez trudu odnajduję szlak prowadzący w górę, w kierunku Jalovskej Skrbiny. Ścieżka nadal bardzo fajna - żadnych problemów z orientacją. Wychodzę ponad kosówki, jeszcze chwila i jestem na przełęczy. Dobre miejsce na śniadanie. Po północnej stronie chmury podchodzą na jakieś 200m poniżej przełęczy.
Po chwili obniżam się z powrotem pod ścianę Golicicy. Tu początek ferratki. Nie wygląda trudno - potraktuję to jako sztuczne ułatwienia. Ściana południowo-wschodnia - bardzo przyjemnie się nią idzie o tej porze dnia.
Docieram do szerokiego, piarżystego żlebu; teraz przyjemność wędrowania jest odrobinę mniejsza. Za to widoki!.. Między Jalovcem a Golicicą otwiera się wąziuteńki i bardzo stromy żlebik - pstrykam fotki w różnych układach.
Jeszcze moment i łączę się z drogą najczęściej używaną do wejścia na szczyt.
Podejściem miejscami wyposażonym w metalowe bolce osiągam grań szczytową, którą już szybko na wierzchołek. Mam go zupełnie dla siebie. Pogoda piękna - widoki na wszystkie strony wspaniałe!
Czas wracać. Powtarzam końcowy kawałek z trasy wejściowej, po czym skręcam na południowy-zachód w kierunku trawersu Velikego Ozebnika. W prawo spada kolejny piękny żleb - oczywiście uwieczniam go wraz z otwierającą się w tle włoską częścią Alp Julijskich. Grupa Fuarta i Montasio - ostrzę sobie już zęby na te szczyty.
Póki co, obniżam się ścianami Ozebnika; ścieżka miejscami ubezpieczona i po niecałej godzinie widzę już schronisko pod Spickom. Nie zachodzę do niego, skrót prowadzi mnie do szlaku zejściowego do Zadnjej Trenty (a także do przeł. Vrsic).
Obniżając się najpierw w kosówce, potem już w lesie, nawet nie zauważam, kiedy zacząłem stąpać po mojej porannej trasie podejściowej. Odwracam się za siebie - nic dziwnego, że rano nie zauważyłem tych rozstajów, skoro i teraz mi się nie udało. I bardzo dobrze! Dzięki temu udało mi się zrobić małą pętelkę.
Ok. 15:00 jestem przy wozie. Stolik, krzesełko, butla, palnik - zanim zagotuje się woda na kawę, pojawia się... Franz.
To się nazywa wyczucie czasu. Dolewam wody - będą dwie kawy. Wymieniamy wrażenia oraz plany na następny dzień, po czym się żegnamy. Franz pójdzie na Prisojnik, ja podjadę na Mangartske Sedlo, by na drugi dzień wejść na Mangart. Czy spotkam jeszcze Franza? Tym razem już chyba nie, kończy się mój pobyt w Słowenii.
Może znów kiedyś w jakichś innych górach...
- Tschüß, Franz. Viel Spass!
Więcej fotek pod adresem:
http://wfs.freehost.pl/Julij06/Julij06.html
Pozdrawiam,
Franz
http://wfs.freehost.pl
http://wfs.cba.pl