19 sierpnia (środa): Hrebienok - Schronisko Zamkowskiego - Mała Studena Dolina - Chata Teryego - Dolina Pięciu Stawów Spiskich - część trzeciaPowoli pniemy się w górę i docieramy pod chatę. Ludzie we mgle
:
Chociaż raz na tym wyjeździe udało nam się wyleźć wyżej niż 2000 metrów (Osterwa był ciut niższa):
Podziwiamy bardzo zamgloną Dolinę Pięciu Stawów Spiskich:
Oglądałam wiele zdjęć w necie i tu zwykle jest taka pogoda
, więc nie ma co grymasić.
Tatry, niezależnie od pogody, są piękne! A podziwianie krajobrazów w takich warunkach też ma swój urok.
Chociaż jest trochę chłodno:
Idziemy się ogrzać do wnętrza schroniska:
Chata Tery'ego jest najwyżej położonym schroniskiem w Tatrach czynnym przez cały rok. Terinka, bo tak potocznie nazywa się schronisko, dysponuje 24 miejscami noclegowymi w trzech salach wieloosobowych. Po zamontowaniu baterii słonecznych (w 2004 roku) schronisko jest zelektryfikowane, ma również dostęp do zimnej wody.
Ceny jedzenia i picia w chacie są oczywiście wysokie. Trudno się dziwić - nosicze wnoszą zaopatrzenie na własnych plecach. Wybór dań jest zatem bardzo skromny. Nie decydujemy się na piwo (chociaż jest nawet lane; widzieliśmy nosicza wnoszącego kegę
), bo potrzebujemy się rozgrzać. Zamawiamy specyficznie smakującą herbatę (zieloną, ale dziwnie słodką) i parówki. To nasze najdroższe parówki w życiu, kosztują 3,5 euro za porcję (2 sztuki)
, ale po dużym wysiłku, spożywane w tak wyjątkowym miejscu, smakują wybornie
Kiedy zagrzani (i cieplej ubrani) opuszczamy schronisko, widoczność nieco się poprawia:
Idziemy na spacer po Dolinie Pięciu Stawów Spiskich:
Woda dla schroniska:
Terinka widziana z góry:
Najambitniejszy z planów zakładał wejście na Czerwoną Ławkę, tam gdzieś jest szlak:
Dobrze, że tego nie próbowaliśmy, bo raz, że pogoda jednak nie należała do dobrych, a dwa: kolano i tak dało mi popalić na zejściu do Małej Studenej Doliny. Na Czerwonej Ławce mogłoby być baaardzo ciężko. Czasami trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić...
Obiecujemy sobie, że wrócimy tu kiedyś przy lepszej widoczności, chociaż o piękną pogodę w wyższych partiach Tatr nie jest łatwo...
Wchodzimy jeszcze trochę wyżej, żeby nasycić oczy widokami:
I wtedy słyszymy piszczące nawoływania. Urywają się nagle, a później znowu zaczynają. Jesteśmy pewni, że to świstaki. Pewność ma zwłaszcza mój mąż, który kiedyś widział je na alpejskim szlaku. Próbujemy dostrzec te wspaniałe zwierzaki w kępkach trawy, na ziemi... Niestety, nie udaje nam się. Ale przynajmniej je słyszeliśmy
Kiedy schodzimy znów nad Pośredni Staw:
zauważamy kogoś innego - to nasz ryży koleżka:
Oj, nie wygląda on na dzikie zwierzę, co to to nie. Ze spokojem pozuje do zdjęć:
Później oczekuje zapłaty, oczywiście w postaci jedzenia. Dostaje ją od grupki Francuzów, którzy częstują go kanapkami z salami:
Po najedzeniu się, znudzony, a może zły (że tak mało
):
rusza dalej - do następnych turystów:
Spotkamy dzisiaj jeszcze jednego lisa-żebraka, dużo niżej, więc to na pewno nie ten sam. Wielka szkoda, że tak to wygląda - ludzie karmią zwierzę, nie myśląc o tym, co zrobi ono w zimie, kiedy turystów zabraknie...
c.d.n.