Nie wiem, czy umiem relacjonować tak, jak tutejsi mistrzowie , ale od wczorajszego powrotu mnie nosi i muszę, bo się uduszę... Zatem... Po namysłach, po grzebaniu w formowych relacjach, po konsultacjach, zdecydowałam w marcu, że w wakacje nastąpi mój chorwacki debiut i że będzie to Rogoźnica. Ostatecznym argumentem była relacja armara, któremu niniejszym dziękuję .
Jechała nas trójka znajomych, płciowo rozkład 2:1 dla płci piękniejszej i lepiej zorganizowanej . Wyruszyliśmy ze Śląska o 19 w piątek z nadzieją, że w sobotę koło południa dojedziemy na miejsce (co ważne, jeden kierowca nas wiózł). Wszystko szło jak po maśle, Słowacja mignęła, Węgry też, mimo iż miejscami otaczały nas malownicze mgły
i oto przed 7 wjechaliśmy do Chorwacji. No i zaczęły się schody... Korki na autostradzie pojawiały się i znikały bez żadnego powodu. Rozumiem jeszcze te na bramkach, ale potem? Słońce w zenicie, a my poruszamy się w tempie spowolnionego ślimaka Astrą bez klimy, masakra...
Tu chłodzenie auta i szukanie cienia przez kierowcę
W końcu jednak udało się nam w Sibeniku opuścić autostradę i przywitać się z morzem z wysokości jadranki. Widoki bardzo nam się podobały i dodały nam sił na te ostatnie metry. Już wtedy utwierdziliśmy się też w słuszności naszej koncepcji, żeby wypoczywać gdzieś, gdzie widać pełne morze. W sumie straciliśmy na drogowych męczarniach cztery godziny, ale szczęśliwie przed 16 zaparkowaliśmy pod Villą Klisovic. Jako, że pełniłam funkcję pilota, to się pochwalę, że wykazałam się umiejętnością czytania atlasu oraz znaków drogowych i że jechaliśmy jak po sznurku. Z radością opuściliśmy pojazd i udaliśmy się do naszego apartamenciku. Przemiła pani od razu uruchomiła klimę, po czym przyniosła nam zimne napoje, cobyśmy od razu zapoznali się z miejscowymi specjałami. Karlovacko zasmakowało mi od pierwszego wejrzenia i było najczęściej spożywanym przeze mnie napojem . Apartament okazał się bardziej przestronny niż wyglądał na zdjęciach, co uznałam za okoliczność bardzo pozytywną. Chwilę oddychnęliśmy, szybki prysznic i oczywiście polecieliśmy biegiem nad morze, bo przecież trzeba się zapoznać, w razie, gdyby miało uciec czy coś... Okazało się, że do plaży mamy bardzo wolnym spacerem dwie minuty, co z miejsca nas zachwyciło. Nad morzem było jeszcze sporo ludzi, ale daleko im do tłumów oglądanych na nadbałtyckich plażach. Przywitanie z morzem przebiegło radośnie, ale dość szybko się zwinęliśmy, bo głód nas zaatakował. Wybraliśmy się więc na pierwszy rekonesans obiadowo - kolacyjny. Dodam od razu, że, na wszelki wypadek, zabraliśmy ze sobą produkty żywnościowe na śniadania i na obiadki... Skończyło się to tym, że pakując się przed powrotem każdy otrzymał swój przydział nieruszonego ryżu, makaronu i tym podobnych... Ale wracając do Rogoźnicy - od razu nas zauroczyła. Z naszej kwatery szybko dochodziło się do promenady, która wiodła prosto do grobli łączącej nas ze starówką rogoźnicką. Zaglądaliśmy do kilku mijanych knajpek - oglądaliśmy obrazki w menu, zerkaliśmy gościom do talerzy, ale ciągle nam coś nie pasowało. Instynkt zawiódł nas do jednej z ostatnich konob na trasie i to był strzał w dziesiątkę. Przemiła obsługa w postaci kelnera, który z miejsca podbił nasze serca (zwłaszcza niewieście, ale nie tylko ) przekonała nas do lokalu, który stał się naszą stołówką i tylko trzy razy tam nie jedliśmy (z tego dwa gdy byliśmy na wycieczkach). Zgodnie z moim postanowieniem, że spożywać będę przed wszystkim owoce morza, zamówiłam sobie smażone kalmarki. Porcje w naszej konobie były przeogromne, nie do zjedzenia nawet dla bardzo głodnej wilczycy, ale - jak rzekł nasz ulubieniec - lepiej za duże niż za małe . Objedzeni po pachy udaliśmy się zatem na spacer po nabrzeżu, gdzie podziwialiśmy widoczki i oglądaliśmy z daleka jachty.
no i oczywiście zjedliśmy lody. Sladoledy nas zachwyciły i stało się naszym rytuałem, że każdego dnia po kolacji szliśmy na lody, dziennie w inne miejsce i na inny smak. Ponieważ po ponad dobie niespania potrzeba snu coraz bardziej dawała nam się we znaki, wróciliśmy do domku i udaliśmy się na jakże zasłużony odpoczynek.
cdn.