No dobra, zebrałam się w końcu... Ale ta zwłoka wynika z tego, że to już ostatnie podrygi relacji o Rogoźnicy
. Na pocieszenie dziś będzie ładnie i po chorwacku widokowo. Jak już pisałam, Chorwacja zachwyciła całą naszą trójkę. Krajobrazy urzekały, mimo iż każde z nas coś tam już widziało. Ja osobiście zakochana jestem w Barcelonie, ale już Costa Brava w sensie plażowym aż tak mnie do powrotu nie korci. W zeszłym roku urzekł mnie też Peloponez z jego niepowtarzalnym klimatem, ale już plażę zdecydowanie ładniejszą mieliśmy w Rogoźnicy. Jakby nie patrzeć, natenczas wygrywa Chorwacja
. A, jeszcze co do cen, o których trochę się naczytałam na forum... Rzeczywiście, tanio nie jest, ale... Ja mam taki sposób na wyjazdach, że zakładam sobie, ile mam do wydania na cały pobyt i tym gospodaruję. Nie przeliczam, ile to wychodzi na nasze, bo wtedy niczego bym nie zjadła ani nic bym nie kupowała
. A tak mój budżet spokojnie wystarczył mi na ten tydzień, a na niczym specjalnie nie oszczędzałam. Czyli można
.
Miały być widoczki, a ja tu marudzę
. Jakoś nie porobiliśmy zdjęć apartamentu, nie wiadomo dlaczego. Ale z tarasu mieliśmy widoczki następujące:
Jak już pisałam, do plaży mieliśmy dosłownie rzut kamieniem. Była to plaża Sepurine, nie powiem, miała powodzenie wśród turystów, ale ten tłok nie był bardzo uciążliwy, bo rotacja była spora. Albo ktoś właśnie był w wodzie, albo poszedł na spacer, albo poszedł na obiad
. Plaża w miejscu największego zagęszczenia wyglądała tak:
Kawałek dalej były już skałki i tam, jak ktoś miał potrzebę, to mógł się od ludzi oderwać i poplażować w samotności.
Ale plaża to pikuś (sorry, Pan Pikuś
). Za to widoczki z plaży i skałek przedstawiały się zgoła cudnie.
Ale wszystko, co dobre... Nadeszła sobota, czyli dzień wyjazdu. Jako, że zgodnie z tradycją, doba apartamentowa kończy się o poranku, a my absolutnie chcieliśmy uniknąć jazdy w upale, postanowiliśmy wyjechać dopiero wieczorem. Początkowo plan być taki, że spakowaną Astrę zostawiamy na parkingu, a sami plażujemy cały dzień, potem prysznic plażowy i jedziemy... Ale, ponieważ okazało się, że do naszego apartamentu następni goście zjeżdżają dopiero w niedzielę, wykupiliśmy go sobie na jeszcze jeden dzień. Więc spokojniutko poszliśmy na plażę, aby tam spędzić nasz ostatni dzień w Chorwacji. W sobotę zerwał się silny wiatr, bardzo mocno wiało od morza, niebo się chmurzyło co jakiś czas. Fale były takie, że chwilami zalewało nam z całą mocą leżaki
. Nawet żartowaliśmy, że chorwackie niebo robi wszystko, żeby nam nie było aż tak przykro wyjeżdżać
. Jadran pokazał, że może być groźnym morzem
. Ale jakże przy tym pięknym:
Chmury też wyglądały pięknie.
Jeszcze tylko ostatnie zanurzenie się w Jadranie, wsłuchanie się w szum fal i... trzeba iść się pakować
. Poszło nam to nader sprawnie, więc spacerowym krokiem udaliśmy się oststni raz (nienawidzę pożegnań...) do miasteczka, zahaczając po drodze o rogoźnicką marinę. Tam ostatnia kolacja, ostatnie zakupy i ostatni spacer...