Zadar.
Z Ninu wróciliśmy do Zadaru. Bez trudu trafiliśmy na darmowy parking koło parkingu dla odholowanych samochodów ale niestety nie było na nim wolnych miejsc. Gdy już zrezygnowani chcieliśmy szukać gdzie indziej szczęścia dosłownie podbiegł do nas pracownik firmy ochroniarskiej i łamanym językiem chorwacko-polskim powiedział by jechać za nim. Zwolni nam miejsce bo właśnie wyjeżdża. Samochód był na numerach z … Zielonej Góry. Na do widzenia zaśpiewał nam jeszcze „Hej sokoły … „
Plan zwiedzania Zadaru był bogaty ale niestety rozpadało się . Zdołaliśmy jedynie przechodząc przez centrum starego miasta dojść na namiastkę zachodu słońca, posłuchać morskich organów i zobaczyć nocne planetarium na nadmorskim deptaku.
W drodze powrotnej ścigaliśmy się z burzą i wyprzedziliśmy ją jakieś 7 km przed kwaterą. Zdołaliśmy pochować rzeczy z balkonu a nawet wypić po szklaneczce chłodnego radlera i dopiero wtedy zaczęło padać. Burza przeszła bokiem.