Po wizycie w Trsteno i Kupari naszła mnie taka refleksja:
Jaki cel mieli Serbowie w atakowaniu tych dwóch miejsc? Na pewno nie chodziło o wygranie wojny, bo nie miały one przecież najmniejszej wartości militarnej.
Cel był jeden: ostrzelać, spalić, rozwalić, zniszczyć.
Bez sensu...
Raul, Fata - i macie rację, i... jednocześnie jej nie macie.
Że Serbowie chcieli najzwyczajniej zniszczyć, zdewastować wszystko, co ważne i cenne dla Chorwatów - racja. Że było to działanie - w wykonaniu poszczególnych żołdaków - oparte o żądzę krwi i łupów - racja.
Że ataki na zablokowany już Dubrovnik nie miały sensu z punktu widzenia taktyki - racja.
Ale... no właśnie, oprócz taktyki jest jeszcze strategia. Dalekosiężny zamiar, nadrzędny cel, któremu podporządkowuje się działania na poziomie taktycznym.
Wszyscy znamy mapę Wielkiej Serbii, którą na życzenie Slobodana Miloševića sporządzili serbscy naukowcy, jest ona nawet na fotkach w tej relacji. Cała Dalmacja miała być częścią tej Wielkiej Serbii, temu celowi były podporządkowane działania polityczne i wojskowe Serbów w latach 1991-92. Na terenie Dalmacji - zajmowanie poszczególnych terenów, na północy - m.in. atak na Karlovač. Popatrzcie na mapę przedstawiającą plan ataku JNA na Chorwację - zdobycie tego miasta oznaczało odcięcie Zagrzebia od Dalmacji, innymi słowy: koniec Chorwacji.
Realizacja planu szła opornie - atak na Karlovač został odparty m.in. przez ochotniczą 110 Brygadę Armii Chorwackiej, żołnierze JNA masowo dezerterowali. Wspólnota międzynarodowa wprawdzie nie potrafiła zmusić Belgradu do zaprzestania agresji, ale przynajmniej wyartykułowała zasadę niezmienności granic poszczególnych republik. Nie tyle z szacunku dla sposobu, w jaki na republiki podzielił Jugosławię Broz Tito, ale z obawy przed stworzeniem precedensów, które byłyby bardzo niebezpieczne na innym, kluczowym teatrze działań - w rozpadającym się Związku Sowieckim. Tak więc, Wielka Serbia mogłaby ewentualnie obejmować całą Serbię, całą Czarnogórę, całą Macedonię, całą Bośnię i Hercegowinę, ale już nie części tych republik czy okupowane tereny Chorwacji.
W tej sytuacji powstał w Belgradzie plan B - skoro nie uda się stworzyć Wielkiej Serbii obejmującej również Dalmację i jej porty, to należy doprowadzić do faktycznego oderwania Dalmacji od reszty Chorwacji i zadowolić się sprawowaniem realnej kontroli nad tym terenem. Okupacja wojskowa to jedno, ale w tej sytuacji należało też podważyć związki ludności z Chorwacją, jej poczucie przynależności do tego dopiero powstającego państwa. Blokady, ostrzał, niszczenie obiektów o znaczeniu historycznym i gospodarczym miały na celu osłabienie morale mieszkańców Dalmacji, a także
wzięcie ich głodem (może nie dosłownie, mam na myśli oddziaływanie ekonomiczne). Zawsze i wszędzie są przecież owi
kupcy korzenni rodem z
Raportu z Oblężonego Miasta Zbigniewa Herberta...
I po co zajmować Dubrovnik, skoro na pewno pojawi się tam wtedy partyzantka miejska i tylko zintegruje to mieszkańców z ideą chorwacką? Wprawdzie możnaby część wysiedlić, część wymordować i wielu Serbów chętnie wzięłoby udział w takiej akcji, ale politycy w Belgradzie jednak zdawali sobie sprawę, że rozwiązania rodem z IIWŚ już się nie sprawdzą, niosą zbyt wiele ryzyka. Inna sprawa, że i w Chorwacji, i później w Bośni wiele razy nie wzięli tego pod uwagę...
Serbowie prowadzili uciążliwe dla mieszkańców oblężenie, niszczyli ekonomiczne podstawy funkcjonowania miasta (zablokowany port przestaje
de facto pełnić funkcje portu, nie ma turystów, którzy w przyszłości też nie przyjadą, jeśli zabytki zostaną zniszczone), utrzymywali u oblężonych stan obawy, trwogi i cały czas wysuwali ofertę zdrady - jeśli mieszkańcy Dubrovnika opowiedzą się za byciem "Miejscowymi", a nie Chorwatami, to proszę bardzo - zdejmujemy blokadę i miasto może znowu prosperować. Stan oblężenia, przejmujące obrazy płonących zabytków oddziałują też na międzynarodową opinię publiczną - każdy w najlepszej wierze chciałby, żeby ten koszmar się skończył. Prawda? Doskonale pamiętam artykuły w "Gazecie Wyborczej" z tamtego czasu, jak to mieszkańcy Dubrovnika rzekomo nie czują się Chorwatami i chcieliby żyć spokojnie jako obywatele Dubrovnika, takiej małej ich ojczyzny nawiązującej do tradycji miejskiej republiki niezależnej od ościennych mocarstw. Serbowie zadbali o to, żeby taka wizja przyszłości Dubrovnika i innych miast Dalmacji trafiała do odbiorców na całym świecie.
BTW dla równowagi - oczywiście Chorwaci też wynajmowali renomowane agencje PR do kreowania wśród światowej opinii publicznej pozytywnego wizerunku Chorwacji. Wojna toczyła się na polach bitew, w gabinetach dyplomatów, ale i w przestrzeni informacyjnej.Za to, że mieszkańcy Dubrovnika mimo wszystko pozostali wierni Chorwacji, a także za to, że Chorwacja zdołała szybko stworzyć zdyscyplinowane, sprawne i lojalne struktury państwowe, należy się Dubrowniczanom i pozostałym Chorwatom szacunek wielki.