KotorMiasteczko porównywane z Dubrovnikiem, dla niektórych nawet ładniejsze. Jako jedno z nielicznych miast czarnogórskich nigdy nie został podbity przez Turków, a mimo licznych wojen i trzęsień ziemi, udało mu się zachować w pełni starą zabudowę miejską, z dużą ilością zabytkowych cerkwi, kościołów, pałaców, domów, placów i brukowanych wąskich uliczek. I wszytko byłoby pięknie, tylko że Kotor jest fatalnie oznakowany!
Pierwsze kroki po przejściu przez bramę kierujemy na główny plac z wieżą zegarową.
Tam szukamy jakiegoś planu czy drogowskazów - na próżno. Pytamy więc ochroniarza z banku o drogę na twierdzę - wyjaśnia nam i po przejściu kilku wąskich uliczek wreszcie trafiamy. Chcemy zaliczyć wejście na
Twierdzę Sw. Jana, po drodze wstępując do
Kościoła Matki Bożej od Zdrowia jak najwcześniej, bo po południu przygrzeje jeszcze mocniej. Wejście kosztuje 3 euro od osoby (za córki znów nam nie policzyli podobnie jak w tunelu w Sarajevie). Na samą górę prowadzi ok. 1420 schodów (jest kilka wersji) i zamierzamy przejść je wszystkie. Zaliczamy 3 czy 4 pierwsze poziomy i robimy pierwsze zdjęcia:
Ruszamy dalej, ale zaczyna się robić ciężko. Odpoczywamy coraz częściej i coraz częściej spoglądamy w górę. W końcu na 10 czy 11-tym poziomie podejmujemy trudną decyzję - odpuszczamy. Zdajemy sobie sprawę, że w takim stanie i w ty mupale nie damy rady. Schodzimy na dół, jednocześnie obiecując sobie, że jeszcze tu w przyszłości wrócimy i wejdziemy na samą górę.
Idziemy do centrum - na odpoczynek w klimatyzowanym pomieszczeniu
cerkwi Sv. Luke , charakteryzującej się cennymi ikonami.
Po dość długim odpoczynku przechodzimy do drugiego kościoła na tym samym placu. Jest to jeden z symboli Kotoru -
Crkva Sv. Luke z XII wieku. Mieszkańcy miasta uważają go za magiczny, ponieważ jest jedynym budynkiem, który nie ucierpiał podczas wielkiego trzęsienia ziemi w 1979 r.
Jego cechą charakterystyczną jest również posadzka, wykonana z płyt nagrobnych mieszkańców Kotoru.
Wyczytałem w necie, że kościół ten ma 2 ołtarze: prawosławny i katolicki, tymczasem widzimy tylko ten drugi. Poszukiwania katolickiego nie dają efektów, więc pytam o to dziewczynę ze sklepiku z dewocjonaliami. Okazuje się, że kiedyś faktycznie były dwa, ale jakiś czas temu ołtarz katolicki został zlikwidowany.
Zaczyna nam już coraz bardziej dokuczać zmęczenie, a wiemy, że w planach za 2 dni jest cały dzień w Dubrovniku, więć z żalem musimy pożegnać Kotor, przechodząc jeszcze w drodze na parking prze piękną promenadę...,
.... gdzie w międzyczasie zacumowało coś takiego....
....oraz obok starych murów obronnych.
Zdaję sobie sprawę, że Kotor został tylko "zaliczony", a nie porządnie zwiedzony - dlatego jest zdecydowanie do powtórki!
Wracamy tą samą trasą, ponownie promem:
i prosto do Chorwacji...
Po drodze przez Herceg Novi zauważamy wiele straganów z owocami, więc wpadam na pomysł, aby może w ten sposób spróbować się podleczyć. Kupujemy wielkiego arbuza i 3 wielkie kiście winogron.
Okazało się to strzałem w dziesiątkę. W domu opracowaliśmy to w jeden wieczór. Nie dość, że w smaku niebo, to w dodatku choroba minęła, a siły powróciły!
Można było szykować się do wyprawy do Dubrovnika