Poza wylegiwaniem się na plaży każdy wieczór (poza pierwszym, kiedy padliśmy już ok. 19tej) spędzaliśmy na głównym nadbrzeżu w centrum, do którego mieliśmy spory kawałek, w dodatku mało przyjemną promenadą. Mało przyjemną, ponieważ jest kręta i wąska, przeznaczona dla ruchu samochodowego (na szczęście jednokierunkowego, za to dość dużego), a dla pieszych wydzielona jest wąziutka część szosy nad samym morzem. 2 osoby ledwie mieściły się obok siebie – dlatego też większość chodziła środkiem. Tyle, że co chwila coś jechało, więc trzeba było przepuszczać – nie tylko nas to denerwowało! Chorwaci powinni coś z tym zrobić i na sezon zamknąć tą drogę dla samochodów.
Natomiast samo główne nadbrzeże w centrum jest bardzo przyjemne. Cumuje tu wiele luksusowych jachtów, jest sporo restauracji i sklepów z pamiątkami, a na scenie, umiejscowionej na głównym placu, co kilka dni odbywają się koncerty i inne przedstawienia (my trafiliśmy na pokaz stepowania).
Obeszliśmy również dookoła główny półwysep, gdzie jest mnóstwo pięknych miejsc do obserwacji zachodów słońca.
Oddzielna sprawa to ceny w restauracjach. Przekonaliśmy się na własnej skórze, że to jedno z najdroższych miejsc Chorwacji. Poza chyba dwoma czy trzema restauracjami, ceny zaporowe! Ryby na porcje były chyba tylko w 2 miejscach, w pozostałych na kilogramy – od 350 kun w górę. Kalmary czy krewetki, które w Makarskiej czy Malinskiej kosztowały 40-60 kun, tutaj średnio 80! W normalnych cenach były jedynie pizze, desery i lody – wielkie i smaczne jak wszędzie. Byliśmy 2 razy na kolacji – kalmary i krewetki (co ciekawe, w tej samej restauracji, a za każdym razem porcje znacznie różniące się wielkością) i kilka razy na lodach i deserach. Pizzę sobie darowaliśmy – mamy ją w Polsce.
Z tego, co zauważyliśmy, 2 restauracje wyróżniały się spośród innych. Jedna to Konoba „Cavtat” przy placu ze sceną – droga, ale zawsze pełna klientów, głównie z cumujących obok jachtów, a więc pewnie ludzi z grubszym portfelem.
Druga, najdroższa w całym mieście – obok piekarni. Wyróżniała się stojącym na zewnątrz ogromnym akwarium pełnym żywych homarów i krabów. Domyślam się, że klient mógł sobie wybrać zwierzę, które chce na kolację i miał pewność, że jest świeże. Przy stolikach pustki, ale przy akwarium zawsze pełno turystów z aparatami. O standardzie lokalu świadczą również zdjęcia przed wejściem – właściciel z VIP-ami z całego świata (zapamiętałem Tudjmana, Gerarda Depardieu i bramkarza Bayernu Neuera).