napisał(a) Raul73 » 21.07.2013 11:42
5 lipca 2013, piątek
Wyjechaliśmy z domu w południe, obawiając się korków w Łodzi i Częstochowie. Na szczęście poszło gładko – w Częstochowie trochę się przykorkowało, bo akurat estakada była wyłączona z ruchu i ruch odbywał się dołem, ale tragedii nie było. Dalej tras taka jak zawsze: Podwarpie – Pyrzowice – A1 – Żory – Cieszyn – Żylina i dalej autostradą. Tyle, że inaczej niż zwykle, postanowiłem zrobić skrót przez Komarno, zamiast jechać przez Bratysławę. Okazało się to całkiem dobrą decyzją. Od Trnavy jest odcinek ekspresówki, a potem od Sintavy przez Nove Zamky aż do Komarno ok. 80 km zwykłej krajówki bardzo dobrej jakości, z niewielkim ruchem i tylko kilkoma ternami zabudowanymi, gdzie jednak policja stoi dość gęsto. Pod koniec odcinka jechało nam się wolniej, bo trafiliśmy na końcówkę jakiejś potężnej wichury czy burzy – w kilku miejscowościach gałęzie leżały na chodnikach albo wisiały połamane.
W Komarno tankowanie bez problemu, ale winiety węgierskiej nie było. OMV w Komarom zamknięte – pozostała tylko jedna stacja przed autostradą: Lukoil. Faktycznie, było to jedyne miejsce, gdzie na tej trasie można było nocą kupić węgierskie winiety – kolejka po nie stała aż na dworze, a terminale się zawieszały i kupno jednej zajmowało ok. 10 minut. W sumie zeszło nam (w towarzystwie miłej parki z Krakowa jadącej do Zadaru – pozdrawiam) prawie godzinę. I cały czas planowany na odpoczynek szlag trafił.
Węgry poszły szybciutko – do Budapesztu duuuży ruch, zwłaszcza TIR-ów, za to na M6 przez większość czasu jechałem sam. Chyba ta autostrada nie jest Węgrom specjalnie potrzebna – bo parkingi również puste jak na pustyni. Na jednym z nich zrobiliśmy postój na drzemkę i kawę i nad ranem wyruszyliśmy dalej.
Za słynnymi już tunelami trzeba było opuścić autostradę i jechać zwykłymi drogami (ale bardzo dobrej jakości) przez Mohacs do granicy w Udvar. Tam pustki, a kontrola prawie żadna. No i zaczęła się Slavonia. W kolejno mijanych miejscowościach: Beli Manastir czy Osijek śladów wojny jeszcze nie widać. Za to krajobraz zupełnie odmienny od Dalmacjii czy Istrii: teren płaski, na polach buraki i kukurydza, sporo lasów. No i inna temperatura, bardziej polska – idealna na zwiedzanie.
Wreszcie ok. 7-ej naszym oczom ukazał się Vukovar - miasto dla Chorwatów święte. A dlaczego, o tym za chwilę w krótkim rysie historycznym.