Zadar - po ryby, po kalmary, po zabytki
Na zakończenie chcę wkleić jeszcze kilka zdjęć z wyjazdu do Zadaru. Głównie jechaliśmy tam na zakupy rybne, ale udało nam się też troszkę zobaczyć miasta.
Na parkingu przy cerkwi Sv. Donata byliśmy około ósmej. Było jeszcze sporo miejsc, z przyzwyczajenia wrzuciłem do parkomatu kilkanaście kun i wyskoczył bilecik pozwalający na parkowanie do dwunastej.
Z przychmurzonego nieba spadło parę kropli. Rozpakowaliśmy się z całym naszym majdanem i ruszyliśmy na miasto.
Na Širokiej jeszcze całkiem pusto. Miejscowi co prawda siedzą w okolicznych kawiarenkach z lokalną, świeżą, poranną prasą, natomiast turyści chyba jeszcze nie dojechali.
Gówny cel naszego przyjazdu. Targ rybny. Jest niedziela. Kościoły dla zwiedzania zamkniętę na klucz, ale targ rybny działa pełną parą.
Jak to mawia Pan Robert Makłowicz - kupujemy najświeższą z możliwych salpę po 50kn za kilogram...
... oraz najświeższą z możliwych lignję po 120 kn za kilogram.
Chodzi jeszcze za mną ten węgorzyk, ale co za dużo, to można nie zjeść i może stracić "najmożliwszą świeżość"
Szybko zanoszę rybki do samochodu i w lodówce turystycznej zabezpieczam zamrożonymi wkładami.
Teraz czas na zakupy jarzynowe i warzywne. Na targu więcej sprzedających niż kupujących, a ich nachalność zaczyna denerwować.
Po zakupach nastał czas na powłóczenie się po mieście.
Słońce nie wyszło jeszcze zza chmur, ale okulary rzecz niezbędna.
Zamiast trochę poruszać się na nogach po mieście, za namową rozentuzjazmowanego syna miasteczko zwiedziliśmy w przyspieszonym tempie tą oto kolejką.
Jeden z ciekawszych i swojskich widoków. Stare dreniane narty "tynionki" oraz maśniczki i parę gadżetów, które znaleźć można też w Gminnym Ośrodku Kultury w Brennej. Tylko te widły jakieś takie....
Teraz czas na spacer po zielonym parku.
Robi się trochę późno. Jest południe ale trzeba przedłużyć ważność parkingu. Podchodzę pod parkomat, starszy Włoch szamota się z urządzeniem. W końcu dostaje bilecik. Jak wspomniałem jest południe, zerkam na jego bilecik ma wybitą godzinę 9:00 z jutrzejszą datą... Zwracam mu uwagę na wydruk, zerka nerwowo na zegarek, rzuca coś po włosku i odchodzi. Na parkomacie pojawia się napis "ne radi".
czytam więc instrukcję i co? Okazuje się że w niedzielę parkomat nieczynny, a parkowanie za darmo.
Pod katedrą Sv. Stošije pijemy kawę i postanawiamy powłóczyć się jeszcze trochę po mieście. W międzyczasie chmury już całkiem zeszły z nieba i zaczął się upalny, słoneczny dzień. Ciepło ale nie duszno, jak przedtem pod chmurzastą poduchą.
Jeszcze trochę zdjęć miejscowej architektury i czas na nas.
Po drodze znajdujemy jeszcze inną niż wszystkie palmę. Taką bardziej egzotyczną, a nie wyrośniętego ananasa.
... z bardzo ciekawymi owocami
Troszkę się pogubiliśmy w wąskich uliczkach ale w końcu udaje nam się trafić na obalę.
Zadar całkiem jest miły o poranku. Potem ciut za głośno i za tłoczno.
Zmierzamy do samochodu. Teraz nie można już tutaj na parkingu wcisnąć szpiki.
Wyjeżdżamy.
No i to już chyba na tyle z naszego tegorocznego urlopu.
Oczywiście niechronologicznie i wybiórczo.
Był to na razie na pewno najlepszy ze wszystkich wyjazdów do Chorwacji.
Dziękuję wszystkim, którzy czytali i oglądali.
W końcu będzie czas, by poczytać z uwagą relacje innych i trochę wrócić do rzeczywistości.
Dzięki i pozdrawiam!