Turlove Grede, Mali Alan 27 sierpnia 2009
Kolejny dzień beztroski. Dzieciaki trudno wyciągnąć z wody. Oczy dorosłych także nie nasyciły się jeszcze widokami, a ciała nie nasyciły się jeszcze słońcem i solą morską, by myśleć o organizowaniu jakichkolwiek wycieczek. W końcu to dopiero czwarty dzień urlopu.
Dopiero popłudniu udaj się więc zrealizować wcześniej chodzacy po głowie pomysł, by przejechać na drugą stronę Gór przez przełęcz Mali Alan.
Można oczywiście pojechać na zoranizowane FOTO SAFARI jeepem z wynajętym kierowcą, jednak wyjazd swoim samochodem to z pewnościę będzie większa radość.
Niewiele wiemy. Drogę wybudowali w czasach CK Austrii Austriacy. Jedni mówią, że droga jest kręta ale trudna i wąska, drudzy że co prawda kręta ale szeroka i łatwa. Zobaczymy.
Wyjeżdżamy około siedemnastej z Seline. Kierujemy się drogą na Gračac. Z mapki wynika, że należy skręcić w lewo na skrzyżowaniu z drogą do Obrovaca. Szybko tam dojeżdżamy, skręcamy... i jak się okazuje o jedno skrzyżowanie za wcześnie. Droga co prawda wije się i pnie w górę strasząc co kawałek tablicami:
ale po jakimś czasie wjeżdżamy pomiedzy domy, by zakończyć podróż na placu przed małym domkiem. Dalej przejazdu nie ma.
Z domu wychodzi i staje w progu wiekowa już staruszka i macha do mnie rękami bym podszedł. Okazuje się, że jest boso a przed domem ma świeżo wysypany ostry szuter.
Próbujemy się dogadać. Jednak rdzenna pani i przybysz kompletnie się nie rozumieją. Pani mówi za szybko. Jedynym słowem wspólnym jest "Mali Alan"... wywnioskowałem tylko, że muszę wrócić do głównej drogi skręcić później.
Zawracamy. Nieciekawe chyba takie życie. Kilka domków, a na drodze co kawałek tablice z ostrzeżeniem o minach. Wioska o ile pamiętam nazywa się Nikić.
Dojeżdżamy do głównej drogi i kierujemy się dalej na Gračac. Po chwili jest kolejne skrzyżowanie w prawo do Obrovaca w lewo Sveti Rok.
Zaczyna się mozolna wspinaczka po asfaltowych serpentynach.
Tablice co kawałek ostrzegają o możliwości wystąpienia min.
Z każdym zakrętem widoki coraz ciekawsze. W końcu dojeżdżamy w pobliże wlotu do tunelu Sv. Rok.
Zatrzymujemy się na momencik.
Wydaje mi się, że jest to jedno z niewielu miejsc, gdzie można nielegalnie opuścić autostradę poza bramkami. Wąska dróżka odchodzi stąd w kierunku wybudowanego Hotelu, który ma połaczenie z A1. Nikt normalny jednak tędy nie pojedzie.
Ruszamy i przejeżdżamy bezpośrednio nad okularami tunelu i tu pojawia się napis "kraj asfalta". Wjeżdżamy na makadam. Zamiast stalowych barier energochłonnych są ustawione tutaj murowane z kamienia murki, przypominające flanki.
na jednej z serpentyn zatrzymujemy samochód by popatrzeć na skały i popatrzeć w dół. Serpentyny są tutaj poprowadzone na kamiennych estakadach, których wysoko wychodzący nad jezdnię mur stanowi zabezpieczenie przed wypadnięciem z drogi.
Dzieciaki mają więc problem z oglądaniem widoków. Nasz sobie poradził. Popatrzył przez otwór deszczowy.
W dole widać Novigradsko More i jakiś kanion (jutro dowiemy się, żę to Zrmanja)
Hotel przy autostradzie A1.
Widok w lewo na Tulove Grede i jedną z wielu serpentyn poprowadzonych na murowanej estakadzie.
Skałki - z bliska robią wrażenie. Do tej pory oglądałem je tylko podczas podjazdu pod tunel autostradą.
Po kilku chwilach i zakrętach dojeżdżamy do kościóla Sv. Franjo i ruin przy drodze. Nie za bardzo wiem co to jest, może stary zburzony kościół?
W tym momencie na aparacie wyświetla mi się symbol bateryjki. Z niemałym zdenerwowaniem stwierdzam, że zapomniałem drugą w ładowarce na kwaterze.
Jedziemy więc prosto i zatrzymujemy się na tej serpentynie tuż pod skałami (ze zdjęcia).
Do tunelu wlatują niczym osy do gniazda, albo pszczoły do ula samochody. Słychać a potem widać nad tunelem stado owiec. W powietrzu unosi się jakiś fetor. Wychylam się poza murowaną balustradę. Kilka metrów niżej rozrzucone po skałach i porozwieszane po krzakach rozkładają się w słońcu wnętrzności, resztki skór i racice kilku owiec.
Najprostrzy sposób na pozbycie się prosto z samochodu niepotrzebnych odpadów w drodze na rożno. Zgroza.
Podjeżdżamy jeszcze kilkadziesiąt metrów i mijamy nową kapliczkę z białego jak śnieg kamienia. Droga zaczyna się wypłaszczać. Zresztą tak na prawdę nie była nigdzie stroma, ani wąska ani, niebezpieczna.
Wychodzę z samochodu i robię zdjęcie. Aparat prosi o wymianę baterii. Koniec zdjęć.
teraz proponuję właczyć filmik , który wrzucił do mojej relacji Janusz Bajcer
Dojeżdżamy do wysokiego muru, który dzieli drogę na dwie. Prawa odnoga schodzi w dół w zieloną kotlinę w kierunku niewielkiego zabudowania na dnie. W oddali mężczyzna prowadzi krowy. Piękne miejsce do oglądania, ale chyba niewdzięczne do życia.
Szerokim łukiem objeżdżamy teraz kotlinę. Po drodze mijamy pierwszą mobilną pasiekę i samochód osobowy.
Widoki nieziemskie. Kotlinka robi naprawdę niesamowite wrażenie dzięki wystającym z zielonego dywanu białym szpicom skalnym i porozrzucanym bezładnie głazom.
Aparat milczy. Myślałem, że choć jedno zdjęcie...
Dojeżdżamy do "przegibka" kolejne "mobilne" pszczoły. Droga zaczyna lekko opadać. Pojawiają się tablice z minami.
Wjeżdżamy w las. Wjeżdżamy w inny świat.
W ciągu sekundy roślinność poszycia oraz drzewa zmieniły się tak, iż mieliśmy z żoną wrażenie jakby była to droga gdzieś w Beskidach. Zielone poszycie, buczyna, ściółka jak u nas... tylko straszące tablice i białe skały.
Droga wije się niesamowicie po lesie. Kilka razy mijamy tablice pamięci poświęcone chłopakom, którzy gdyby nie wojna mieliby dziś tyle co ja lat.
Po którymś z kolei zakręcie mam wrażenie że wszystkie zakręty są te same. W końcu pojawia się asfalt i zjeżdżamy do wioski Sv Rok.
W zamiarze mieliśmy pojechać do Gračac i wrócić nad morze starą drogą, którą kiedyś hen tam po raz pierwszy przyjechaliśmy do Chorwacji. Jednak jest już coraz bardziej szaro i widoków nie będzie już żadnych. Ni ma to sensu. Kierujemy się więc na autostradę i tunelem wracamy nad wybrzeże.
Z kratek wentylacyjnch w nozdrza uderza gorące powietrze +27 stopni.
Potem w kilka dni później - jak już pisałem przy okazji Zrmanji - na ulotce poświęconej Winnetou dowiedziałem się, że owa kotlina nad którą tak się zachwycaliśmy była jednym z głównych miejsc, gdzie kręcono film Winnetou i że działy się tam rzeczy kluczowe dla życia naszego bohatera.
Warto było tam być.