Pueblo Plato (Pariževačka glavica), kanion rzeki Zrmanja 28.08.2009
Na wstępie powiem, że nigdy nie byłem fanem Winnetou. Tytuł tej relacji jest więc trochę przewrotny, ale nie sarkastyczny.
Wiem, że dla wielu jest to bohater ich młodości i może trochę "trąci" ale jest zawsze mile wspominany.
Nie mam smykałki do czytania, a jeżeli chodzi o film to obejrzałem może jeden odcinek - "Old Shatterhand". Zresztą z tego co wiem, za czasów mojej młodości film był wyświetlany na TVP2 a w miejscu w którym tę młodość spędziłem do dziś nie ma szans na odbiór drugiego programu telewizji.
Niedługo przed tegorocznym wyjazdem któraś z telewizji też powtórzyła cały cykl, ale też nie dałem się wciągnąć.
Tym nie mniej od zawsze było wiadomo i było ciekawostką, że film o Indianach nakręcili Niemcy w Jugosławii.
Tak się złożyło, że tego roku pobyt w Seline całkiem nieświadomie spędziliśmy blisko czterech głównych miejsc, gdzie ten film nakręcono. Szczerze mówiąc dopiero w drugim tygodniu pobytu, kiedy już przez prawie wszystkie miejsca przeszliśmy lub przejechaliśmy, szukając kantoru wygrzebałem w informacji turystycznej ulotkę "Tragovima Winnetou" i ze zdziwieniem przeczytałem, że Mali Alan i Turlove Grede przez który przejechaliśmy kilka dni wcześniej też był planem filmowym... a tabliczki w Wielkiej Paklenicy to numery miejsc, gdzie kręcono wybrane sceny...
Ale po kolei.
Pierwszy raz ze śladami Winnetou spotkaliśmy się trzeciego dnia pobytu podczas wycieczki z dzieciakami Wielką Paklenicą. Celem wycieczki był sam Kanion oraz jaskinia Manita Peć, jednakże już przy wejściu do Parku spotkaliśmy dziwną tabliczkę z napisem "Winnetou 1", zaraz potem "Winnetou 2" i tak aż do "9".
Trochę nas to zastanowiło, ale większe wrażenie robiły pionowe skały, na których widać było niezliczone ścieżki wspinaczkowe, wkręcone co kawałek spity odbijały promienie słoneczne, a liczni śmiałkowie próbowali już swoich sił we wspinaczce.
Zapomnieliśmy więc o dzielnym czerwonoskórym i jego gronie przyjaciół.
Później podczas pobytu w Starimgradzie zobaczyłem plakat reklamujący wycieczkę statkiem z miasteczka poprzez Novigradsko More w kanion rzeki Zrmanji. Koszt od osoby 250 kun. Czas wycieczki od 9:00 do 16:00.
Kanion wyglądał zajmująco na zdjęciach, więc po powrocie do Seline wziąłem mapę i zacząłem szukać. Okazało się że rzeka płynie blisko w stosunku do starej drogi z Gracaca i przepływa przez Obrovac.
Jest blisko, więc postanawiamy, że późnym popołudniem po plażowaniu postaramy się podjechać i w miarę możliwości zobaczyć to, co można zobaczyć.
Pakujemy dzieciaki i wyjeżdżamy. Patrząc na Novigradsko More szukam wzrokiem ujścia rzeki, przejeżdżamy później dość szybko w kierunku Gracaca i skręcamy na pierwszym skrzyżowaniu na Obrovac, z wąskiej asfaltowej drogi skręcamy na jeszcze węższą asfaltową drogę, a z niej kierując się prostopadle do przewidywanego przebiegu rzeki skręcamy na makadam, który prowadzi do jakiegoś małego gospodarstwa i kończy się na placu przed domem.
Widać już kanion, ale widzimy, że podjechaliśmy za daleko. Jest bardzo ładnie, ale rzeka wije się łagodnymi meandrami a brzegi są gładkie i porośnięte. To nie to co na zdjęciach z plakatu.
Wracamy w kierunku Maslenicy.
Za jakiś czas po lewej stronie widzimy małą brązową tabliczkę - taką jaką oznaczają tutaj ścieżki lub inne ciekawe miejsca. Zjeżdżamy z głównej drogi na szutrowe pobocze. Napis "Pariževačka glavica" nic nam nie mówi, kierunek jednak jest dobry, więc może warto spróbować, może nie wjedziemy tym razem nikomu na plac.
Droga lekko odsuwa się od głównej asfaltowej jezdni. Po jakimś czasie dojeżdżamy do jakiegoś bunkra czy piwnicy... mam nadzieję że to jeszcze nie koniec... Droga zakręca jednak i wjeżdżamy na jałowy, kamienisty, spalony słońcem płaskowyż. Z oddali widać strome poszarpane skaliste ściany. Podjeżdżamy bliżej, wychodzę z auta i podchodzę do krawędzi. Widok niesamowity. W dole przesuwa się szmaragdowa wstęga rzeki z dwóch stron ściśnięta prawie pionowymi białymi, białymi skalnymi ścianami.
Wchłaniamy widoki patrząc to w lewo to w prawo... dopiero po jakimś czasie zauważamy postawioną tutaj tablicę.
Znowu Winnetou... prześladuje nas jego wiecznie żywy duch, czy co?
Z tablicy dowiadujemy się że jesteśmy na Pueblo Plato i nad Rio Pecos.
Poniżej kilka innych zdjęć.
Moja Pocahontas robi mi zdjęcie na skale
...i vice versa
Nasz rumak na Pueblo Plato
I kilka widoczków jeszcze
Kamienny Krąg na Pueblo Plato a w tle Tulove Grede (tam dojedziemy w kolejnym odcinku tej relacji)
Po głowie chodzi mi wycieczka statkiem z plakatu. Jednak porzucamy pomysł.
Robimy jeszcze parę fotek i wyjeżdżamy. Słońce jest już dość nisko.
Próbujemy jeszcze znaleźć jakąś inną ścieżkę lub drogę jeszcze bliżej ujścia rzeki z kanionu do morza.
Zatrzymujemy się więc przy gruntowym zjeździe na Jasenice, są tutaj dwie drogi, może któraś prowadzi nad kanion.
Spotykamy tutaj pasącą owcę rodowitą Chorwatkę.. konia z rzędem jednak temu, kto dogada się z rodowitą góralką pasącą owce. Po kilkunastu zdaniach i machaniu rękami zrozumiałem w końcu, że innej drogi nad kanion nie ma i pokazuje nam w oddali bunkier przy drodze do Pueblo... Szkoda.
Wracamy. Warto było, choć zobaczyliśmy tylko mały fragment Kanionu.