Mąż wreszcie zadzwonił, że już skończył pracę i możemy gdzieś iść, więc wróciłam do hotelu i poszliśmy na basen troszkę poleniuchować.
Jak przyjemnie było po tym spacerze zanurzyć się w tej czyściutkiej wodzie, która była dosyć ciepła, bowiem na dachu nagrzewała się wspaniale.
Mąż także był zadowolony z wypoczynku po pracy.
Potem poszliśmy na spacer w miejsca, które odwiedziłam wcześniej, ale Waldek też stwierdził, że spacer brzegiem morza nas umorduje i wróciliśmy na chodnik, biegnący równolegle do plaży, ale oddzielony od niej budynkami, w których panoszyły się tawerny.
Ale nie w każdym. Niektóre z nich chyba są mieszkalne.
W tym budynku ukazała nam się
piękna Grecja.
Taki widok jest bardzo często spotykany w mieście Kos, bowiem jest tutaj sporo wypożyczalni.
Minął nas jeden z pociągów turystycznych, wożących tursytów po mieście Kos. Są chyba cztery takie pociągi: niebieski, czerwony zielony i biały, ale wszystkie zaczynają swój kurs w porcie w mieście Kos, tyle ze każdy z nich ma przystanek w innym miejscu. Pod naszym hotelem był przystanek niebieskiego pociągu. Czerwony rozpoczyna swoja trasę przy fontannie z delfinami a zielony i biały przy Ratuszu.
Ponieważ poczuliśmy się głodni, zaczęliśmy sie rozglądać za jakąś tawerną. Przed tawernami, które mijaliśmy, były wystawione tablice ze zdjęciami potraw, które sa tam serwowane, ale nie było informacji o cenach. Bardzo tego nie lubię, bo przed wejściem do lokalu chciałabym wiedzieć, jakich cen się w nim spodziewać. Dlatego gdy w pewnym momencie zobaczyliśmy ustawiony przed jedną z tawern "koziołek" ze zdjęciami, na których podane były ceny, to zdecydowaliśmy się zjeść właśnie w tej tawernie. Tym bardziej, że w tawernie tej gościli się przeważnie Grecy.
Ta tawerna nazywa się Alexandros i znajduje się
w tym miejscu, ale zdjęcie na Mapach Google jest bardzo stare, bo z grudnia 2011 roku, więc obecnie to miejsce wygląda inaczej.
Obsługiwała nas bardzo sympatyczna Rosjanka Tatiana, która wyszła za mąż za Greka i mieszka na Kos już od 10 lat. Widać ją na zdjęciu powyżej w jasnej bluzce.
Ale wróćmy do jedzenia. Ja zamówiłam musakę, bo nigdy jej jeszcze nie jadłam, a to przecież typowo grecki posiłek, więc koniecznie chciałam go spróbować. Waldek natomiast miał ochotę na jakąś rybkę. Ponieważ było gorąco i pić nam się chciało, to zamówiliśmy jeszcze mrożoną kawę Φρέντο εσπρέσο (freddo espresso).
Jakież było nasze zdziwienie, gdy zamiast zamówionych potraw Tatiana najpierw postawiła nam na stole dwie butelki wody mineralnej a następnie przyniosła talerz greckiej sałatki i koszyczek wypełniony pokrojoną bułką, mówiąc przy tym, że to w gratisie. Jednocześnie w odwróconym do góry dnem kieliszku zostawiła rachunek. Oczywiście nie wytrzymałam i zajrzałam, żeby zobaczyć, czy faktycznie w rachunku nie zostały ujęte dodatkowe pozycje. I faktycznie, znalazły się na nim tylko zamówione potrawy i napoje, tj. musaka (7,00 euro), ryba (7,50 euro) i dwie kawy freddo espresso (2 x 2,50 euro). Razem rachunek opiewał na kwotę 19,50 euro.
Podczas posiłku mieliśmy kocie towarzystwo.
Wszystko było bardzo smaczne, obsługa super miła, więc szczerze mogę polecić ten lokal.
Wnętrze tawerny też jest bardzo przyjemne. Zobaczyłam je, gdy weszłam do środka w celu skorzystania z toalety. Większą jego część zajmuje bar z wysokimi stołkami. Dla mnie to wnętrze przedstawiało sie bardzo klimatycznie.
Tuż koło naszego stolika stał sobie taki fajny malutki pojazd.
W czasie gdy my jedliśmy posiłek pod tawernę podjechał trójkołowiec i zaparkował przed nią. Kierowca wysiadł i usiadł przy stoliku na tarasie tawerny, zamawiając coś do picia i jakiś posiłek.
My zaciekawieni spoglądaliśmy na towar wypełniający pakę tego autka. A były tam płody rolne, typu pomidory, ogórki, cebula. Spytaliśmy Tatianę, czy istniałaby możliwość, żeby dokonać zakupu tych towarów i okazało się, że nie ma problemu. Właściciel wyjął wagę i zaczł się handel, bo oprócz nas było więcej chętnych. Zakupiliśmy kilogram pomidorów i jedną cebulę, płacą za to aż 1 euro.
Pomidory były przesmaczne. Na temat cebuli się nie wypowiem, bo nie jadam, ale Waldek twierdzi, że była bardzo smaczna.
Na pożegnanie Tatiana przyniosła nam jeszcze po kieliszku jakiegoś greckiego specjału alkoholowego, również w gratisie.
Gdy my udaliśmy się w dalszą drogę tawernę opuścił także właściciel tego małego motorka i przeciął skrzyżowanie, nie stosując się do żadnych reguł ruchu drogowego.