Niestety przez panujący upał nie mieliśmy możliwości zobaczyć, jak Stefanon „puszcza bańki”, bowiem wszystkie błotne otwory były wyschnięte.
Podczas spacerowania wewnątrz krateru należy zachować dużą ostrożność.
W miejscach, gdzie leżą pomalowane na czerwono kamienie znajdują się czujniki temperatury i za ich poruszenie grożą wysokie kary finansowe.
Na dnie krateru spędziliśmy pół godziny i gdyby nie gorąc tam panujący, moglibyśmy tam być jakieś 15 minut dłużej.
Kierujemy się do wyjścia.
Z dwóch autokarów, które zajechały na parking przy kraterze Stefanos, do wnętrza Stefanosa wybrało się jakieś 20 osób (razem z nami), więc tłoku na dole nie było. Dla nas to było fajne, ale zastanawiałam się, po co ludzie jeżdżą na takie wycieczki, skoro nie korzystają z nich w pełni.
Tak w dole pozostało jeszcze kilkoro turystów. Robią jeszcze zdjęcia.
Ale już podążają za nami.
Po wyjściu z krateru rozglądamy się jeszcze wokoło i zastanawiamy, gdzież to są pozostałe kratery, które znajdują się w kalderze.
Niedaleko od Stefanos znajdują się bowiem jeszcze inne kratery, lecz nie są one przeznaczone do zwiedzania przez turystów.
Są tam między innymi kratery: Aleksandros, który odsłonił się po trzęsieniu ziemi i erupcji w roku 1873 oraz Mały Poliwotis, który utworzył się w wyniku erupcji w 1887 roku.
Nie mamy czasu, aby ich poszukać, ale żeby chociaż wiedzieć, w jakim kierunku należałoby iść, aby się do nich dostać.
To chyba tam są, w kierunku zachodnim.
Mamy jeszcze kilkanaście minut czasu, więc siadamy w tawernie i wypijamy frappe (w cenie 2,5 euro).
A na koniec rzucamy okiem na plansze informacyjne umieszczone na zewnętrznych ścianach tawerny.