Idziemy dalej wzdłuż murów zamku rycerzy Św. Jana.
Słońce już jest dosyć nisko.
Podziwiamy jachty i statki.
Ale fajny ten rowerek.
Załoga wraca na statek.
Ależ mam oko, prawie jak oko proroka.
Oglądamy w jaki sposób pucuje się jacht, żeby lśnił czystością.
Mury zamku rycerzy Św. Jana są oddzielone od portu takim fajnym kanałem.
Spoglądamy na nasz hotel widoczny po drugiej stronie wejścia do portu.
Zastanawiamy się, co to jest. Później sie okazało, że to terminal, w którym odprawiani są pasażerowie statków płynących do Turcji.
Mury zamku rycerzy Św. Jana tutaj wyglądaja bardziej monumentanie, niż na początku chodnika, którym dotarliśmy do tego miejsca.
W tym miejscu chodnik się rozszerza. Za chwilę dojdziemy do nabrzeża poromowego.
Na razie jednak mijamy okręt wojskowy, który chyba można zwiedzić, ale godzina już nie ta, więc ze zwiedzania nic nie wyszło.
Na tym telewizorze chyba jakieś prezentacje można obejrzeć, ale teraz ekran jest czarny.
Spoglądamy na oddalone o 5 kilometrów wybrzeże Turcji.
Już widać koniec nabrzeża, które również ucierpiało podczas trzęsienia ziemi.
Stoi przy nim olbrzymi prom Blue Star Ferries.
Słońce już zaszło - jest godzina 20:30.
Czy ktoś z Was wie, co to jest, bo ja nie mam pojęcia. Usytuowane to jest niedaleko końca nabrzeża.
Ostatnie auta wjeżdżają na prom.
Jeszcze chwilę podziwiamy tą majestatyczną jednostkę pływającą i decydujemy się wracać, bo robi się ciemno, a po podróży jesteśmy jednak trochę zmęczeni.
Takie skarbonki spotykalismy bardzo często w mieście Kos.
Zwierzaki też bardzo często widywaliśmy.
Po powrocie do hotelu pijemy po zasłużonym drinku i kładziemy się spać.
Łóżka są rewelacyjnie wygodne. Jeszcze w żadnym hotelu nie miałam tak wspaniałego materaca.