Po zjechaniu z promu kierunek autostrada i granica ze Słowenią, którą przekroczyliśmy około 2-3 w nocy... była to noc z piątku na sobotę i dziękowaliśmy Bogu, że my jechaliśmy do Chorwacji z czwartku na piątek bo od granicy z Chorwacją w przeciwną nam stronę korek ciągnął się kilometrami... my na szczęście mieliśmy luz na drodze ale współczułem wychodzącym z samochodów Polakom i nie tylko wypatrującym granicy... korek ciągnął się aż do samego Ptuja gdzie my zjechaliśmy aby objechać Słoweńską autostradę ale gdy rzuciłem na nią okiem to końca korka nie było widać...
Podwójnie dziękowaliśmy opatrzności a także dobrym radom forumowiczów bo nie wyobrażam sobie spędzenia całej nocy w korku do granicy...uff
Przejechaliśmy Słowenię i drzemka w Austrii na parkingu... chociaż ja lubię jeździć nocą...
Około 8 rano ruszamy w dalszą drogę do naszego miejsca noclegu dotarliśmy z przerwami przed 17tą... zmęczenie dawało o sobie znać... o dziwo w hotelu recepcja zamknięta... przyjmuje gości od 17tej... mamy jakieś 15 minut... dojechali jacyś Polacy, którzy też czekają... krótkie zwiedzenie okolicy...Tomek znalazł kolegę i ulubioną fontannę...
hotelik dość ładnie wyglądał z zewnątrz...
lecz pierwsze wrażenie w środku było dla mnie trochę dziwne i przerażające... wszystko w baardzo starym stylu... a raczej nie stylu tylko baaaardzo stare... właścicielka starsza kobieta w dość niedbałych niemodnych niemieckich łachmanach, zaniedbanej fryzurze i niezbyt czystym fartuchu...brrr... za drewnianymi skrzypiącymi drzwiami wieeeelka stara kuchnia z metalowymi sprzętami... stara maszyna do czyszczenia butów... unoszący się zapach starości... ogólnie atmosfera przypominająca horrory których akcja dzieje się w podobnych małych niemieckich miasteczkach...
spacerek po miasteczku, lody, które sprzedawał Polak tam pracujący, jakaś pizza... o dziwo wszystko stosunkowo tanie... i powrót do budzącego trwogę "zamku"...
ale pokoik dosyć przytulny o ile można tak powiedzieć przy niemieckim topornym charakterze wystroju...
noc minęła i nie było wcale tak źle
rano wyjazd i już tylko około 500km do domku...
dobrze się jedzie po niemieckich autostradach lecz w okolicach Poczdamu mija nas policja niemiecka i coś od nas chce...
a już myślałem, że pierwszy urlop od wielu wielu lat obejdzie się bez mandatu... tak byliśmy zajęci rozmową z żoną, że nie zauważyłem ograniczenia do 90 i zwolniłem tylko do 120...
tak więc 90 euro... a my za resztki tej waluty zatankowaliśmy do pełna... więc jeden bankomat, potem drugi i żaden nie chce wypłacić... choć w Chorwacji nie było kłopotów... powiedzieli, że mogą być złotówki... wyskrobaliśmy zaledwie 200zł ... powiedzieli ok dali coś do podpisania i pozwolili odjechać... myślałem że nam się udało zapłacić mniej...
nic bardziej mylnego
po 2 tygodniach przyszło pismo po niemiecku z którego wynika, że mamy zapłacić 93 euro??
napisaliśmy odwołanie i czekamy do tej pory...
dotąd każdy nasz wyjazd urlopowy kończył się jednym mandatem (nawet na Krecie - gdzie mieliśmy samochód na 1 dzień
) więc uznałem, że to już taka nasza rodzinna tradycja
Dojechaliśmy szczęśliwie i od razu zaczęliśmy tęsknić
... od poniedziałku do pracy
ale do kolejnych wakacji już tylko 11 miesięcy
... zaczynamy odliczanie
Dziękujemy wszystkim forumowiczom za dzielenie się swoją wiedzą i doświadczeniem... a w szczególności miłośnikom Hvaru za pomocne relacje i wskazówki, słowa otuchy i przetarte dróżki...
Pozdrowienia i do zobaczenia na szlaku