Dzień 9 - Za karę będziesz fotografował kwiatkiPn.18.09. Dzisiaj ambitnie będziemy próbowali się dostać do monastyru Agios Panteleimonas i na pobliską plażę o tej samej nazwie

. W sklepie rozmawiam z - poznanym już wcześniej

- sympatycznym Georgiosem, który mówi, że do monastyru spokojnie można dojść pieszo i nie warto używać samochodu.
Ja jednak wcześniej poszperałem w google.maps i znalazłem takie miejsce, gdzie mogę zaparkować i dopiero stamtąd ruszyć pieszo. To wszystko w trosce o zdrowie małżonki, która wybitnym piechurem nie jest, a 800 m mniej w jedną stronę to spory zysk

.
Teraz trzeba zadbać o auto

. Pojechałem do drugiego sklepu w porcie i zrobiłem wizję lokalną podjazdu w kierunku monastyru. Traf chciał, że akurat wjechał tam Grek, z ułańską fantazją, z piskiem opon, w wąską i stromą dróżkę

. Jakby kto jechał z naprzeciwka, to czołówka jak amen w pacierzu

.
Wracam i postanawiam, że nic Ładniejszej nie powiem

.
Po śniadaniu, spakowani, jesteśmy w tym samym miejscu; prawie zatrzymuję auto, niby się rozglądam, wrzucam jedynkę

i ... rura

.
No bez przesady

, miałem świeżo w pamięci tamtego kamikadze, który mógł teraz wracać

. Za zakrętem dwie panie (jakieś gadające przekupy

) spacerują środkiem dróżki

. Trąbię

(a może nie

, bo nie było czasu

), panie się rozstępują, jedna z ociąganiem i o mało włos jej nie potrącam. Żona krzyczy, tamta chyba też, ja ciągle skoncentrowany

i za 100 m wypłaszczenie

.
No tak, ale jeśli tamta zrobi aferę w wiosce, że ją Polak prawie rozjechał, to nie mamy po co wracać

.
To jest miejsce, gdzie zostawiamy auto. Chyba jestem trochę rozkojarzony

i zamiast poszukać właściwej drogi (na zdjęciu, to trudno dostrzegalna ścieżynka na wprost), wybieram(y) szeroką, wygodną, w lewą stronę i w dół

dróżkę.

Po kilkudziesięciu metrach, taki znak, upewnia nas, że idziemy w dobrym kierunku

.

Coś jakby monastyr jest

, ale czemu tak szybko i tak blisko brzegu

.



Nie, to na pewno nie to miejsce

. Do zatoczki nie schodzimy, bo trudno tam dostrzec jakieś dobre miejsce do plażowania, ale w górę (na przełaj, po kamieniach i krzaczorach) trzeba podejść

.
Ładniejsza już obmyśla karę dla mnie

.

Trafiamy wreszcie na dobrą ścieżkę

, choć trochę zmęczeni, spoceni i trzeba się wody napić

.
Oglądam się do tyłu i ... zapada wyrok

.
Za karę będziesz fotografował kwiatki

.

Bez ociągania focę, co mi pokaże

.



Jeszcze rzut oka na to co przeszliśmy. Ten mały, wąski cypelek to Katorgo

, choć nazwa ta i tak zawsze będzie mi się kojarzyć z tym miloskim cyplem (i katorgą) na który Longtom z małżonką nieśli kajak

.

Za przełęczą widzimy nasz pierwszy cel

i ...

zamiast kwiatków, spustoszenie jakie dokonał pożar o którym wspominał Kulka

.
W tym miejscu nie było tego dużo i uważam, że przyroda znowu górą

.

Chatka pszczelarza

.

Studnia dawno wyschnięta, a pić się chce

.
Jako starszy, silniejszy i co najważniejsze, ten co niesie wodę

, postanawiam, że będę ją racjonować

. Ładniejsza nie zgłasza sprzeciwu

.

Dochodzimy do monastyru

. Nikogo nie ma

.
Myśli moje zaprząta troska o wodę

. Zaglądam do tej szafki po lewej stronie

, wody tam nie ma, tylko butelki z cieczą do lampek oliwnych

. Na górze trochę drobnych euro i myśl, że nawet jakby była woda, to byłoby mi trochę głupio, bo nie wziąłem kasy i nie miałbym się czym odwdzięczyć

.


Widzimy nasz drugi cel, plażę

.

Tylko jak tam dojść

. Czy aby na pewno idziemy w dobrym kierunku

.
