Re: Śladami Kulek ... i nie tylko - Listopadowa Wenecja
Nd.23.11. Późno wstaliśmy po długiej sobotniej nocy
. Jak już wszyscy doszli do siebie (nikt nikogo nie poganiał
), to stwierdziłem, że z planu na dzisiaj ostaną się tylko Murano i Burano
.
Murano jest bliżej i dopłynęliśmy na tę wyspę tramwajem wodnym linii nr 3 (a może jakimś innym
).
Jak na "wenecką" wyspę przystało są tu też kanały.
Murano słynie z produkcji szkła, ale w sklepach tych szklanych cudeniek fotografować nie wolno
. Zatem nie będę ich reklamować, bo i tak odnosłem wrażenie, że w weneckich sklepach podobny asortyment, a często jest taniej (50% upustu
). Krótkie migawki z wystawki
.
Na ulicy nikt nie broni fotografować szklanych wyrobów
.
Okolice przystani, gdzie czekaliśmy na kolejny wodny tramwaj. Tam też była niewielka knajpka-pizzeria (bar szybkiej obsługi), gdzie większość jadła pizzę (taka sobie), ale Ania zażyczyła sobie carbonarę. Powiedziała, że to była najgorsza carbonara w jej życiu (nie zjadła)
. Najlepszą jadła kiedyś w La Scali
... , ale tej wrocławskiej
.
Odpływamy z Murano, która zrobiła na mnie wrażenie takiej pływającej szklanej manofaktury
.
Przypływamy do kolejnej niezwykłej "weneckiej" wyspy - Burano. Jak widać humory dopisują
.
Wyspa jest znana z produkcji koronek, ale nie tych dentystycznych
.
Najbardziej jednak Burano słynie ze swoich kolorowych domków.
Do tego co może zachwycić w Burano dodałbym jeszcze nastrojowe zachody słońca
.
Pochyła wieża kościoła Św. Marcina
. Wiadomo, grunt mało stabilny
.
"Pomarańczowa eskimoska" w Burano
.
Pożegnalna fotka na wyspie, którą bym określił jako kolorowy skansen dla
.
Tak zakończył sie nasz niezwykły weekend w magicznej, listopadowej Wenecji
.