Wt.19.05. Ach, cóż to był za niezwykły dzień . Dzień urodzin Ataturka, Dzień Sportu i Młodzieży Poprzedniego wieczoru na plaży była długa i głośna impreza. Głównie słychać było prowadzących, którzy próbowali ludzi wciągnąć do wspólnej zabawy. Szwedzi wysłani na zwiady wrócili, mówiąc, że nic ciekawego . No to nie poszliśmy, oszczędzając siły na dzień następny.
Liczyłem, że od rana coś będzie, a ... tu nic, zero imprez .
Wracając do meritum, to dzień był dlatego tak niezwykły, że my też nic nie robiliśmy. Plaża, nudy (tzn. wypoczynek ) i jeszcze raz plaża.
Dobrze, że chociaż strzeliłem tę fotkę (już z kamery) jeszcze raz potwierdzającą piękno tego miejsca
Śr.20.05. Zanim wyruszymy dalej, to jeszcze pochwalę ten kemping. Było czysto, ciepła woda i papier toaletowy, doprawdy jak niewiele potrzeba, żeby być zadowolonym .
Cirali - Phaselis Antique City (27 km - 45 min.). Miejsce do którego zmierzamy jest bardzo dobrze oceniane przez ruskojęzycznych turystów na forach podróżniczych . Niestety znów trzeba płacić (10LTR/os.), ale po przestudiowaniu mapy i przy odrobinie chęci (sprytu ) można wejść, a może i wjechać bez opłaty.
Zaparkowaliśmy w całkiem przyjemnym miejscu
Wprawdzie to tylko ruiny antycznego miasta, ale naprawdę ładnie położone pośród iglastego lasu i pomiędzy trzema pięknymi zatokami czystego morza .
Zauważyłem, że starożytne amfiteatry są tak ciekawie usytuowane, że podczas nudnego spektaklu widzowie z górnych rzędów mogli podziwiać piękno krajobrazu.
Zamieszkujący to miejsce mieli też blisko na ładną plażę .
My pływaliśmy w innej zatoce, ludzi mało, woda czysta, ale rybek jak na lekarstwo . Zdjęć podwodnych oczywiście już nie ma i musicie uwierzyć mi na słowo .
Odświeżeni, choć nie do końca usatysfakcjonowani, pojechaliśmy do Antalyi (60 km - 1,5 h) i tam zaparkowaliśmy niedaleko muzeum archeologicznego, gdzie wzdłuż bulwaru jest kilka dużych płatnych parkingów (36.884621, 30.683032).
Stąd niedaleko już do słynnego portu rzymskiego.
Niestety zamiast zagłębić się w dzielnicę Kaleci widoczną powyżej portu, poszliśmy na deptak do kantorów, knajp i sklepów z pamiątkami .
Skoro tak to podsumujmy .
W kantorach kursy prawie tak dobre jak w Stambule .
W knajpie tragedia, oszukańczo mało mięsa, a głównym składnikiem potrawy okazała sie natka pietruszki .
W sklepach Szwedzi kupili jakieś kryształy (czemu nie w Polsce ) i wyciskarkę do cytrusów (no to pamiątki z podróży już są ).
Kiedy zniecierpliwieni (długie zakupy) chodziliśmy koło sklepu, muzułmanka przyniosła mi krzesło, a na moją prośbę, też drugie dla Ładniejszej.
Jak zauważyłem, muzułmanie to w większości bardzo uprzejmi ludzie, ale religia czasami przynosi złe "tunezyjskie owoce" .
Ale ten czas leci . Szybko wracamy na parking (po drodze fotka), żeby zdążyć do Aspendos (50km-1,5h).
Ledwo zdążyliśmy przed zamknięciem. Parking 10LTR, wstęp aż 20LTR/os.
Podobno jest to najlepiej zachowany starożytny amfiteatr w basenie Morza Śródziemnego.
Ładniejsza choć przez chwilę marzy, żeby zostać gwiazdą sceny
Z Aspendos wyruszamy na wschód, do Tasucu (350km-6h). Oczywiście nie zamierzamy tam dzisiaj dojechać. Plan zakłada nocleg na dziko przy restauracji lub stacji benzynowej. Po drodze mijamy Manavgat i Alanyę. Widok ciągnących się przez dziesiątki kilometrów olbrzymich, pustych o tej porze, hoteli robi przygnębiające wrażenie. Ta część tureckiego wybrzeża, to jest jakiś potwór turystyczny, który zaczyna pożerać własny ogon . cdn.