Wt. 10.06. Po 3 ciężkich dniach podróży (wliczając podróż promem i rozbijanie namiotu) postanowiłem, że trzeba zacząć od mocnego uderzenia. Miało być jak u Hitchocka, a ponieważ na trzęsienie ziemi się nie zapowiadało (kempingowe koty były spokojne), to pojechaliśmy od razu do chyba największej atrakcji Milos, czyli do Sarakiniko . Bez dwu zdań to miejsce robi wrażenie i mojej Ładniejszej od razu wrócił dobry humor. Na Sarakiniko też można znaleźć trochę zielonego .
Ostatnie chwile przed wejściem do wody
Obawiałem się, że ze względu na rodzaj otaczających nas skał pod wodą nie będzie nic ciekawego, podobnie jak w zatoce Wraku na Zakynthosie. Byliśmy jednak mile zaskoczeni i jest to na Milos jedno z lepszych miejsc do snoorkowania.
Czasami trzeba było zaczerpnąć powietrza i "strzelić" jakąś fotkę
Ten statek (Captain Yiangos) to nas prześladował, jak nie przymierzając kajakarz Rod Feldtmann Longtoma
To jeszcze trochę podwodnych ujęć
Największym cwaniakiem na plaży był ten kot, którego w niewyszukany sposób nazwaliśmy "Sarakiniko"
Jak tylko zobaczył, że ktoś coś je, to od razu się do niego przymilał. Byliśmy ciekawi, czy on śpi na tej plaży i czy go jeszcze spotkamy . Wieczorem przegląd naszych pierwszych podwodnych zdjęć i zdziwienie, że tak mało rybek "ustrzeliliśmy". Lepiej wychodziły nam ujęcia statyczne, ale jak to się mówi "pierwsze śliwki robaczywki" i z mocnym postanowieniem poprawy poszliśmy spać.