Re: Śladami Kulek ... i nie tylko
Śr. 02.07. Rano miałem dylemat. Zwiedzać coś w Niszu, czy nie
Zastanawiałem się nad odwiedzeniem Wieży Czaszek (Cele Kula), ale dzień taki ładny, a my mamy oglądać ludzkie kości ? Byłem już kilka razy w Czermnej (Kaplica Czaszek) i jakoś nie ciągnie mnie do takich widoków
.
Postanowione, jedziemy tam gdzie jest ładnie, gdzie wzywa nas zew natury
. Po drodze zwiedzimy klasztor w Żicy. Po pierwsze trzeba jednak tam dojechać
.
Najpierw nawigacja poprowadziła nas autostradą trochę za daleko w stronę Belgradu. Widząc Paracin
zawróciłem i zacząłem pomstować, że ten Tom Tom jest w Serbii równie przydatny jak Tam-tam lub inny bębenek
. Zacząłem zatem jechać wedle wskazań drogowskazów i mapek wydrukowanych z Google maps. Może i byśmy dojechali szybko tam gdzie chciałem, ale jeszcze w Polsce ubzdurałem sobie, że monastyr Żica jest blisko Ivanjicy, przez którą przejeżdżalismy w zeszłym roku. No to żeśmy sobie pojeździli
Byliśmy nawet blisko monastyru Studenica, który zwiedziliśmy w czasie ubiegłorocznej eskapady i bardzo nam się podobał (tam też wtedy nocowaliśmy - warunki skromne, ale ok.).
W końcu życzliwi Serbowie wyjaśnili mi, gdzie leży monastyr Żica (koło Kraljeva !) i oto jesteśmy
Miało być pięknie jak na prospektach i zdjęciach Franza
, a jest tak trochę nudno i mało nastrojowo.
Zatem jedziemy TAM, gdzie króluje przyroda
. Jedziemy, ale trochę na oślep, tzn. na azymut
. Ludzie rzucali kosy i patrzyli
co to za dziwak jedzie porządnym autem przez takie dukty leśne
. W końcu jesteśmy na dobrej drodze i nawet blisko Gucy
Zobaczenie słynnego festiwalu trębaczy jest (było ?) moim marzeniem, ale z roku na rok coraz słabszym, podobnie jak coraz słabszy jest ten festiwal pod względem artystycznym. Komentarze tych co tam byli mile widziane
.
Po dniu pełnym błądzenia (podróżowania
) jesteśmy na miejscu. Poniższe zdjęcie zostało wykonane następnego dnia, bo teraz myśleliśmy tylko o tym gdzie TU spędzić nocleg(i)
Niby miał być kemping, ale skrawek łąki (ok.800 m w lewo od tego miejsca na zdjęciu) między drogą i wodą trudno nazwać nawet polem namiotowym. Coś na kształt kempingu jest mniej więcej 600 m dalej (na prawo
), ale wiedzie tam b.trudna droga (to ta na zdjęciu
).
Pan (strażnik rezerwatu Uvac) zachwala warunki na łące mówiąc np. "o tam 100 m dalej pod mostkiem jest bieżąca woda"
, ale ja już wiem, że muszę szukać gdzieś indziej
.
Lądujemy kilka km dalej w Sjenicy. Miły i slychać, że kumaty pan ze sklepu chemicznego wyjaśnia, że nocleg można znaleźć w Berlinie
lub hotelu Borovi.
"Berlin" jest bliżej
, parkujemy przy tym jakby motelu lub hotelu (łóżko ab 10 euro !) i idę zasięgnąć języka. Na lewo małe drzwi jakby do części stricte hotelowej, na prawo duże, otwarte, do restauracji, a pośrodku też duże, ale zamknięte i chyba do recepcji.
Śmiało zasuwam do tych środkowych i pomimo niewielkiego napisu (gdzieś z boku i po angielsku, i żeby nie wchodzić
), który ledwo dostrzegłem, zdecydowanie wkraczam do środka.
Przed oczami robi mi się dosłownie CZARNO ••
Tylu Murzynów na raz to ja w życiu nie widziałem
Jest półmrok, niektórzy z nich patrzą się na mnie, ja stoję jak słup soli, wodzę dookoła ślepiami i próbuję dostrzec jakąś recepcję lub gest zachęty
. Nic z tych rzeczy, powoli i ostrożnie wycofuję się.
Pan w restauracji wyjaśnia, że noclegi są, a ci w środku to azylanci z Somalii
Bojąc się jak Ładniejsza zareaguje na obecność Murzynów pojechaliśmy obejrzeć hotel Borovi. Jest to hotel w budowie (chyba brakuje kasy na dokończenie), w pokojach śmierdzi od nieżywanej kanalizacji, a pan sobie życzy 35 euro za spanie na budowie
Wracamy do "Berlina"
, a po drodze wysłuchuję, że to ja jestem rasistą
. Na miejscu pan uspokaja, że ze strony azylantów nic nam nie grozi. Wygodny pokój z dużą łazienką i balkonem okazuje się być naszym najlepszym noclegiem na tym urlopie, biorąc pod uwagę cenę (20euro) i jakość.