Re: Śladami Kulek ... i nie tylko
ND. 08.06.
Rano po spokojnie zjedzonym śniadaniu ruszyliśmy z kopytka. Niestety za Leskovacem prowadzone są roboty drogowe ( sądząc po rozmachu, to w tym roku nie skończą) i wyznaczono czasochłonny objazd. Przez Macedonię przejechaliśmy bez problemów. Kiedyś przy punktach poboru opłat były żebrzące matki z dziećmi, na szczęście zrobiono z tym porządek, a i Macedonia wydaje się jakby bardziej zadbana i bogatsza. Na małe co nieco zatrzymaliśmy się w restauracji (przy stacji benzynowej) już na granicy macedońsko-greckiej. Jedzenie było smaczne i tanie, a toalety bardzo czyste. W czasie pierwszej greckiej wyprawy (2007) codziennie jedliśmy greek salad i zawsze nam smakowała, choć w różnych rejonach Grecji różniła się smakiem i sposobem przyrządzania. Od zeszłorocznej bałkańskiej wyprawy (Czarnogóra, Albania, Macedonia, Serbia) przekonaliśmy się do szopskiej sałaty ( a to podobno bułgarski przepis
) i najlepszą wg nas podają właśnie w Macedonii. Dla mnie decydujące znaczenie w tej sałatce ma smak cebuli. Ten smak nie powinien być ostry ( cebulę przelać wrzątkiem, posolić i odstawić, żeby puściła sok ), a najlepiej żeby to była słodka odmiana cebuli.
Po napełnieniu żołądków i baku wjechaliśmy do Raju, przepraszam, do Grecji. Znowu wspomnę pierwszą wyprawę. Po pustawej Serbii i ubogiej Macedonii wjazd do Grecji zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Jak zobaczyłem te oleandry przy drodze, to zakochałem się od pierwszego wejrzenia. W tym roku jednak moje greckie róże (czyt. oleandry) były jakieś mizerne, te po macedońskiej stronie granicy wyglądały na bardziej zadbane. Poniżej na zdjęciu przygraniczne "kryzysowe" oleandry.
W drodze do Aten, na punktach poboru opłat złupili nas nieprzyzwoicie. Nawigacja sprawnie doprowadziła do pierwszego wybranego hotelu (Diethnes). Pan zażądał 50 euro za dwójkę ze śniadaniem, a mi się wydawało, że w necie widziałem niższe ceny. Krótkie negocjacje nie dały rezultatu, to wdrożyłem plan B, czyli skupisko hoteli bliżej centrum Aten. Wzięliśmy pierwszy (hotelik Eva) przy którym znalazłem miejsce do parkowania. Cena 37 euro ( bez śniadania ) w miarę przystępna, ale zasłonka przy prysznicu z gatunku "nie patrz i nie dotykaj"
. Okolica też mało ciekawa, w ogóle (przykro to powiedzieć) Ateny wyglądają coraz gorzej i przypominają mi taki wielki slums. Złe wrażenie potęguje niewyobrażalna ilość bazgrołów i tzw graffiti. W planie miałem wjazd na wzgórze Likavitos ( kiedyś w niedzielny wieczór widok stamtąd mnie zachwycił ), ale Ładniejsza postawiła weto i skończyło sie na spacerze pod Akropol (Plaka). Miejsce to turystyczne, to i lepiej się prezentuje.
Do hotelu wracalismy przez plac Monastiriaki (pełen ludzi i gwarny chyba przez całą dobę) i podobno modną ostatnio dzielnicę Psiri, miejsce spotkań artystycznej cyganerii. Cyganerii nie zauważyłem, ale w knajpkach było bardzo dużo dziewczyn i kobiet palących fajki wodne
. Świetnie się przy tym bawiły, jak to zazwyczaj czynią ludzie przy podobnych truciznach (alkohol, narkotyki itp.)
. Wspomnę jeszcze, że w restauracji o nazwie "21" (od numeru przy ulicy) zjedliśmy późną kolację, a do "kotleta" smętnie grało i śpiewało dwóch panów (gitara i jakaś grecka wersja bałałajki). Kolacja była cienka ( kryzysowa ), a rachunek słony (jakoś trzeba wyjść z kryzysu), ale nic to, jutro mieliśmy wylądować na Milos
.