Re: Śladami Kulek ... i nie tylko
Czw.10.06. Ładniejsza próbowała mnie odwieść od wizyty na Kimolos mówiąc, że już tam byliśmy (1,5h). Ja jednak stosując się do rady Kulek bardzo chciałem zobaczyć "grzybka" i plażę Prassę. Zgodziłem się na to, że nie spędzimy tam dwu dni z noclegiem (jak planowałem), tylko 7,5 godziny. Nasz prom z Pollonii (było 5 kursów dziennie) odpływał o 10:00, a ostatni powrotny z Kimolos o 18:00. Bilety w jedną stronę kosztowały nas 2*2 euro plus 8,5 auto; razem 12,5 euro. Około 10:30 dopłynęliśmy do portu Psathi, skąd pojechaliśmy do Chory (ok.1 km). Przed samą Chorą i jej krętymi, wąskimi uliczkami jest duży, bezpłatny parking. Ponieważ rano nie zdążyliśmy zjeść śniadania, to w te pędy do najbliższej (są strzałki !) piekarni. Były bułki z serem i szpinakiem, świeże, smaczne i niedrogie. Pokrzepieni zaczęliśmy zwiedzać niewielkie miasteczko. Trzeba było tylko w wąskich uliczkach uważać na tubylców szalejących na swych ryczących jednośladach. Pierwsze zdjęcie to zarazem najciekawszy budynek, czyli kościół Aghios Ioannis Chrysostomos z XVII wieku. Był zamknięty i nie wiemy czy w środku jest równie ładny
Spacer wąskimi uliczkami, w tle katedra Panagia Odigitria z XIX wieku.
Teraz jesteśmy na terenie zamku
(XIV-XVI w.). Tak to lekkopółśmiesznie wygląda
Już wracamy, tam z tyłu (za mną) jest piekarnia od której zaczęliśmy zwiedzanie.
Ładniejsza jeszcze próbuje dosiąść quada, ale ostatecznie pojechaliśmy Hondą
Zamiast przez Chorę droga poprowadziła nas naokoło przez Aghios Minas, a naszym celem był grzybek zwany Skiadi. W drodze do niego (większość to kiepska szutrówka) zatrzymaliśmy się w centrum Kimolos, na takim zadupiu, że mogłem tylko sfotografować "krajobraz z zadem"
.
Tu zaszedłem konia od ładniejszej strony.
Stąd już było niedaleko do miejsca gdzie zaparkowałem Hondzię i udaliśmy się na 1,5 km spacer do grzybka. Ładniejsza ciągle się pytała po co tam idziemy, czy to daleko, że ona już nie chce itp. Zdjęcie zrobiłem z daleka, żeby nie było słychać Jej marudzenia.
Doszliśmy gdzieś do tego miejsca i cały dumny pokazałem Jej cel wyprawy. Jak TO zobaczyła to dopiero się zaczęło
.
"To ja tyle szłam, żeby takie g... oglądać !!!". Na nic zdały się moje przekonywania, że TO jest ładne, że to grzybek, a nie kawałek skały. Zawróciła do samochodu, a ja do grzybka poszedłem sam
. Musiałem sobie jakoś radzić i zamiast zrobienia klasycznego "selfie" odkryłem w aparaciku tryb z samowyzwalaczem. Pionierskie próby, które mnie bardzo rozbawiły
.
To co mam na głowie to czapeczka z daszkiem i pelerynką (targana lekkim wiatrem). Zakupiłem w przeddzień wyjazdu słuchając dobrej rady Kulek o zabezpieczeniu karku przed palącym słońcem.
Tu już normalne zdjęcia. Grzybek smukły ...
oraz przysadzisty.
Skiadi mi się podobało, posiedziałem trochę, ale czas było wracać do Ładniejszej. Idę sobie, a tu z naprzeciwka pojawiło się dwoje turystów
. To jednak jacyś ludzie tu chodzą, jak ich przywitać, chyba zdawkowe "hello" wystarczy ? Gdy podeszliśmy bliżej siebie usłyszałem "Dzień dobry, proszę się pospieszyć bo małżonka okrutnie zła". To był p. Andrzej z żoną, z pochodzenia Greczynką. Nawzajem żeśmy się podziwowali, że w czasie upału chodzimy oglądać takie miejsca zamiast leżeć bykiem na plaży. Było sympatycznie, ale krótko, bo Ładniejsza czekała, a i na plażę Prassa trzeba już było jechać.