Powrót
Z miejscami na poranny prom Zakhyntos –Kylini, mimo, że kupowane w ostatnim momencie, nie było problemu. Za 3 osoby dorosłe i auto zapłaciliśmy 65,5 euro. Linia Levante ferries.
W porcie też spokojnie.
Pasażerów na pokładzie jest bardzo mało, jeszcze nigdy nie płynęłam takim pustym promem. Zajęliśmy fotele w pierwszej klasie, nieświadomi, że to droższa opcja ( dopiero po lekturze relacji Danusi, @dangol wywnioskowałam, że mogliśmy zostać poproszeni o zmianę miejsc. ) Jednak nic takiego nie nastąpiło .
Promy Levante są ładne i czyste, jedne z ładniejszych jakimi płynęliśmy kiedykolwiek. Ponadto w tym roku na pokładzie znajdują się takie fajne volkswageny.
Około 10:00 jesteśmy już na lądzie. Po raz kolejny na Peloponezie, chociaż tym razem tylko na chwilkę. W Patrze korzystamy z płatnego przejazdu mostem Rio-Antirio, na część kontynentalną. Opłata wynosi 13,5 euro.
Wg internetu Rio-Antirio to największy (2883 m długości) most wantowy w Europie. Jest w stanie wytrzymać trzęsienia ziemi o sile ponad 7 stopni w skali Richtera, wiatry wiejące z prędkością 250 km/h czy uderzenie tankowca ważącego prawie 200 000 ton.
Przed nami jeszcze 640 km świetnej drogi. Jedziemy cały czas autostradą, kilometry szybko uciekają. Czytamy książkę, opowiadamy sobie dowcipy, przysypiamy, co i rusz pytam męża czy nie zechciałby odpocząć
W końcu kategorycznym tonem oświadczam, że już mam dość siedzenia z boku i że wreszcie chcę trochę pokierować. Po dobroci mogłabym sobie czekać na jego zmęczenie do samej Polski. Córka zarządza, że jak mama prowadzi, to ona przesiada się do przodu, a tata niech sobie odpoczywa. Może minęła minuta, kiedy z siedzenia z tyłu usłyszałyśmy chrapanie. Muzyka, nawet głośna, oczywiście szkód w śnie nie poczyni, toteż włączamy wakacyjną playlistę i przyciskamy pedał gazu raz mocniej raz słabiej w zależności jakie akurat słychać rytmy .
Przejeżdżamy granicę grecko – macedońską bez problemów i zadowoleni, że wskazówka cofnęła się o godzinę jedziemy dalej. Jakieś 100 km od Skopje niebo zasnuły czarne chmury. Ciężkie, ogromne i przesuwające się w tę samą stronę co my
Rozszalała się taka burza i ulewa, że nie widać było nic wokoło. Na szczęście wyspany małżonek znów miał władzę nad kierownicą, ale w tamtym momencie nawet byłam z tego faktu zadowolona.
Około 16:00 już prawie jesteśmy w Skopje. Słonce wygrało walkę z chmurami, pogoda zrobiła się piękna, tylko przejazd niektórymi ulicami miasta był niemożliwy. Woda szorowała między krawężnikami zabierając to co nie trzymało się stopy. Na poboczach brodzący po łydki mieszkańcy, obdarzeni niewątpliwie poczuciem humoru, zarzucali wędkę udając, że łowią ryby
A ja nie robilam zdjęć po drodze, tak byłam zajęta obserwacją i nawigowaniem do celu. Szkoda.
Miejscówką na jedną noc stał się Apartament Kolevski, zarezerwowany przez booking.
Dobre opinie były na pewno istotne, ale dla nas atutem nr 1 był podziemny parking. Apt. Składał się z sypialni, salonu z aneksem i łazienki. Było czysto, ładnie i bezpiecznie. Lokalizację też wg mnie ma bardzo dobrą.