Czwartek 30.06.2011
Godz. 3:45:00
Sony Ericsson wydaje dźwięk, zrywam się z łóżka wyłączam budzik i dochodzi do Nas, że nadchodzi ta chwila. Wszystko spakowane poprzedniego dnia czeka w samochodzie, nic tylko zostaje czekać na drugą część ekipy, która już jest w drodze. Przed godziną 4:30:00 zjawia się reszta wczasowiczów i zaczynamy przerzucać rzeczy z naszego samochodu do wozu którym będziemy pokonywali trasę. Droga została ustalona na Bielsko-Zwardoń-Bratysława-Budapeszt-Zagrzeb-Split, Nasze szczęście, że przez Polskę jedziemy tylko niecałe 100km, dalej będzie już tylko lepiej.
Trasa nieco dłuższa, ale praktycznie ponad 90% to ładna droga i to nas skłoniło do jazdy tą trasą, dodatkowo koszty przejazdu przez Słowację i Węgry są niższe niż jazda przez Czechy i Austrię.
Około godziny 5:00:00 wszystko spakowane, siadamy do samochodu i przygodę czas zacząć. Rezerwacja mailowa, bez zaliczki więc wszystko jeszcze może się zmienić. Póki co cel nastawiony na Kaštel Kambelovac Camp Dragan.
Po godzinie 6:00:00 RMF FM oznajmiło, że w okolicach przejścia polsko-słowackiego został ogłoszony czerwony alarm i przewidywane opady mogą sięgać poziomu 50 litrów/m2, miny zrobiły się niewesołe, zbliżamy się do granicy, jesteśmy już w okolicach Żywca, widzimy czarne niebo niczym z programów na National Geographic, ale nic, jedziemy dalej, chmury się przesuwają i udaje nam się nie wpaść w samo centrum. Ostatnie tankowanie na stacji przy granicy i wjeżdżamy na Słowację.
(winieta miesięczna 14 euro kupiona po słowackiej stronie, w Polsce winieta kosztuje 18 euro). Jedziemy w stronę Zilina i wjeżdżamy na autostradę. Pogoda u naszych sąsiadów nie rozpieszcza, deszcz i nie najcieplej, mimo to kilometry szybko lecą, chwila moment i jesteśmy przed Bratysławą. Kierowca postanowił ominąć miasto i zjechaliśmy z autostrady. Okazało się, że nie był to najlepszy pomysł. Później Ja uruchomiłem drugą nawigację i pojechaliśmy siną w dal jak widać na mapie
Zjechanie miało przyspieszyć proces jazdy jednak straciliśmy na naszych manewrach jakieś 45-60 minut (google maps)
No nic, jedziemy dalej jesteśmy na Węgrzech (winieta 4-dniowa 7.5 euro). Pogoda dalej fikuśna, raz słońce raz deszcz. Omijamy Budapeszt, kierujemy się w stronę Balatonu. Lekko się rozpogodziło. Wszyscy są dobrej myśli, tempomat nastawiony na 150km/h jazda idzie całą parą aż tu nagle...KOREK. Szybkie hamowanie, kierunkowskaz w prawo i zjeżdżamy z autostrady po raz drugi. Zjechaliśmy jakieś 40km od Balatonu. Wydawało nam się, że to korek aż do Balatonu. Zbliżał się weekend, więc myślimy pewnie ludzie gnają nad wielkie bajoro. Cała masa samochodów zjechała jak my i jedziemy w sumie w drugim korku do miejscowości Székesfehérvár 30 minut później drogą równoległą do autostrady, ale co najciekawsze widzimy, że kilka kilometrów dalej korka nie ma, więc można wjechać z powrotem na autostradę (tylko było trzeba czekać na wjazd), trasa mniej więcej wyglądała tak:
Dobra, wjechaliśmy na autostradę. Jazda znowu idzie ładnie. Szybko jesteśmy na przejściu granicznym. Wyciągamy dowody, pani w okienku patrzy na wszystkie i mówi: "Pani Marta"
Marta wychyla się zza szyby na to pani w okienku mówi "Proszę paszport"... myślimy, co jest grane?? Na szczęście paszport był, Kobita mówi ok. i dopowiada "ID card is not valid" no masz ci los, data ważności dowodu styczeń 2011. To byśmy pojechali ... całe szczęście, że był paszport i jesteśmy już w Chorwacji. Wjeżdżamy na bramki, pobieramy bilecik i kierunek Zagrzeb. Szybko poszło płacimy 36KN, mijamy Zagrzeb, drugie bramki, bilecik i jazda w stronę Dalmacji. Pogoda płata nam figle. Niebo przybiera niewesołych kształtów:
--------
późna pora już,
cdn...